Długo kazał nam śnieg na siebie czekać w tym roku, oj, długo. Już od kilku tygodni codziennie rano Lena z nadzieją włączała mój telefon, aby sprawdzić prognozę na następne dni. Kiedy tylko na wyświetlaczu pojawiły się śnieżynki, z utęsknieniem wyczekiwała ich za oknem. Te pierwsze, rzeczywiście „białe muchy” bardziej niż sensowne opady, zniknęły zaraz po zetknięciu z ziemią. Potem pojawił się Ksawery, który owszem, przyniósł mnóstwo białego puchu, ale sprawił także, że strach było wychodzić z domu. Podziwialiśmy więc rozszalałą śnieżycę z okna, czekając, aż wiatr nieco ucichnie. Nareszcie wczoraj przywitałyśmy się z białą zimą, a dziś, w towarzystwie bezchmurnego nieba, na spotkanie wyszliśmy całą rodziną.
Wpisy otagowane jako: Bartek
Zima, zima, zima…
Matka wyrodna
Czy zdarzyło Wam się kiedykolwiek, Drogie Mamy, Kochani Rodzice, wracać do domu okrężną drogą? Celowo? A potem posiedzieć chwilę w samochodzie pod domem i posłuchać jeszcze jednej piosenki, a potem jeszcze jednej… Mnie się to zdarza wyjątkowo często. Tym częściej, im rzadziej sama wychodzę.
Kuba przerywa milczenie
Jak w temacie. Do zdawkowych „bum bum”, „mama”, „tata”, „baba” i „dada” z dnia na dzień, z godziny na godzinę, ba! z minuty na minutę dołączają wciąż nowe słowa. Co ważne, słowa te zaczynają układać się w zdania. Nie są to wprawdzie rozważania egzystencjalne, jak siostry, ale znacząco ułatwiają młodemu człowiekowi komunikację.
Sweet November
Wraz z piękną pogodą kompletnie opuściła mnie pisarska wena, wyeksploatowałam (rozleniwiłam?) się intelektualnie podczas czytania w kółko nowych przygód Alberta Alberstona (recenzja wkrótce), budowania garaży z kloców, kolorowania oraz grania w zwierzakowe domino. Dziś więc wyłącznie zdjęcia z jednego z przyjemniejszych wspólnych spacerów tej jesieni, spaceru z fioletowymi chmurami i uśmiechami nieschodzącymi z twarzy.
Mgliście
Nie wiem, jak Was, Kochani, ale mnie zawsze początek listopada nastraja melancholijnie. Mimo tłumów, które omijam przecież zwykle szerokim łukiem, nie wyobrażam sobie w tych dniach nie odwiedzić na cmentarzu zmarłych bliskich. Trudno wtedy wytrącić mnie z zadumy, nie udaje się to budkom z popcornem, goframi czy watą cukrową, a nawet Kubie, który uparcie usiłuje urządzić tor wyścigowy na nagrobku swego Pradziadka. Po zmroku widok lampek rozświetlających nekropolię wywołuje dreszcz i nierzadko zwilża oczy. Emocje towarzyszące tym spacerom zostają we mnie jeszcze długo, długo po powrocie do domu. Czasem nawet na kilka dni, jak w tym roku.
Sweet October
W głowie kilkanaście pomysłów na wpisy, jeszcze więcej na wspólne chwile w domu, na półce sterta nowych książek (powoli zbierających kurz), na dysku masa materiałów. I całe dni na dworze. Do zachodu, a nierzadko także po zachodzie słońca. Nie odpuszczamy żadnej minuty, jakby to była ostatnia ciepła minuta w tym roku. Jak można nie wykorzystać takiej pogody, no, jak? Coś czuję, że Lena i Kuba w szkole będą dużo wagarować…
My się kochamy jesienią i latem…
ja się nie rozstaję nigdy z moim bratem.” Znacie tę piosenkę? Nagrania z towarzyszącej Lenie i Kubie ukrytej kamery mogłyby posłużyć za idealny materiał do jej wideoklipu. Owszem, kłócą się czasem. Zdarza się też, że robią sobie na złość. To jednak incydenty, które nijak nie wpływają na całokształt. Czasem aż nie dowierzam, kiedy moich uszu dobiega głośne „Słyszysz, Kuba? Kocham cię!”.
Polska złota…
przyszła! Przebrzydły wirus zatrzymał nas w domu na niespełna tydzień, a przez ten czas świat z szaro-ciemnozielonego zmienił się w… sami wiecie, jaki. Cudowny! Taką jesień lubimy i liczymy na to, że potrwa co najmniej do grudnia 🙂 Niemal gotowy jest wpis o tym, jak podczas przeziębienia radziliśmy sobie w czterech ścianach, dopóki jednak aura pozwoli, będziemy się rozkoszować (i Was pewnie raczyć) feerią jesiennych barw, w możliwie jak najbardziej zróżnicowanych okolicznościach, nie tylko przyrody 😉
Panta rhei…
Kiedy patrzysz na tę samą brzozę za oknem codziennie rano i wieczorem, możesz nie zauważyć, że rośnie. Dostrzeżesz wiosną, że wypuściła pąki, że coraz mocniej się zieleni, że pyli (!), a jesienią, że zaczyna żółknąć, aby ostatecznie naga witać zimę. Pewnego dnia, po kilku ładnych latach, przychodzi jednak refleksja: jaka ona ogromna…