Jeśli założyć, jak to uczyniła jedna z naszych Czytelniczek, że życzy się zwykle tego, co samemu chciałoby się dostać, minione Święta zaliczyć mogę do wymarzonych. Było cudownie, ciepło, rodzinnie, chwilami nawet spokojnie, pachniało choinką i najpyszniejszymi potrawami. Miłość wisiała w powietrzu, uśmiechy niemal nie schodziły z naszych twarzy, a moje brzuszne motyle miały chyba olimpiadę 😉
Wpisy z kategorii: lenaikuba.pl
Back to school
Marbushka (#bloggers4christmas)
Nasz park
Poczuć magię
Jeśli istnieje zorganizowana grupa osób genetycznie odpornych na „magię świąt”, tę serwowaną przez media i galerie handlowe, chętnie się do niej przyłączę. Uparcie twierdzę, że kilowatogodziny prądu zmarnowane na „tworzenie atmosfery” już od listopada mogłyby zasilić nie jedną, a kilka naprawdę potrzebujących osób czy instytucji. Nie mówię „nie” dekoracjom, ale sama ograniczam je do choinki i lampek w oknie tuż przed Wigilią. Na dźwięk „Last Christmas” czy „All I want for Christmas” w pierwszych dniach grudnia nie kręci mi się łza w oku, a przeciwnie – wpadam w irytację, która zmniejsza się wraz ze zbliżaniem się właściwych Świąt… Świąt, które bardzo lubię, ale nie za oprawę, a za czas, który się w tych dniach zatrzymuje.
Był sobie smoczek, część druga…
i ostatnia. Nasza historia ze smoczkiem dobiegła końca. Z Kubą poszło równie łatwo, co z Lenką – wystarczyło udawać, że „monio”, którego domaga się młodociany przed snem, to „mlenio”, czyli mleko, które przecież już wypił. Dwa wieczory i po smoczku. Czasem żałuję, że tak się stało, bo usypianie dwójki nieustannie mówiących maluchów jest ciut trudniejsze. „Zatyczka” w dowolnej postaci przydałaby się obojgu 😉
Czas na drzemkę
Sen w ciągu dnia to u nas świętość. Po etapach negacji czy negocjacji, zasypianiu buzią w podwieczorku, pod stołem i w kąpieli, doszliśmy do wniosku, że w naszym przypadku najlepiej sprawdza się tak zwana „drzemka przymusowa”. Przychodzi wyznaczona godzina (tu jestem nieco elastyczna), jemy zupę i idziemy spać. Zdarzają się oczywiście wyjątki, zwykle związane z wyjazdami, ale kiedy tylko możemy, trzymamy się ustalonego schematu.
Był sobie smoczek…
Kiedy Lena była jeszcze w moim brzuchu, planowałam, że obejdzie się bez smoczka. Nasłuchałam się historii o krzywym zgryzie, próchnicy czy czterolatkach z „zatyczką”, które przerażały mnie, choć sama nieprzyzwoicie zasmoczkowana nie cierpiałam na żadną z wymienionych dolegliwości. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje plany, trzeciego dnia Leny w domu, późnym wieczorem wysłałam Rafała do Tesco po ostatnią deskę ratunku…