Kiedy patrzysz na tę samą brzozę za oknem codziennie rano i wieczorem, możesz nie zauważyć, że rośnie. Dostrzeżesz wiosną, że wypuściła pąki, że coraz mocniej się zieleni, że pyli (!), a jesienią, że zaczyna żółknąć, aby ostatecznie naga witać zimę. Pewnego dnia, po kilku ładnych latach, przychodzi jednak refleksja: jaka ona ogromna…
Wpisy z kategorii: Mama się mądrzy
Summer in the city
Pod tym względem dobraliśmy się z Twórcą idealnie – oboje jesteśmy mieszczuchami z krwi i kości, uwielbiamy miejskie życie wraz z jego wadami (kilkoma) i zaletami (których nie potrafię zliczyć). Do natury wolimy czasem uciec niż musieć się z nią mierzyć na co dzień, a do centrum lubimy mieć nie dalej niż pół godziny drogi piechotą. Zresztą najchętniej mieszkalibyśmy przy głównej ulicy… im większej metropolii, tym lepiej. Zdarza się nam więc ponarzekać na naszego poczciwego 350 tysięcznika, chętnie dopisalibyśmy do liczby jego mieszkańców choć jedno zero, ale koniec końców – nie jest taki najgorszy. A w słoneczne, upalne, wakacyjne dni stanowczo da się lubić!
O myszach, wężach, pająkach i innych okropnościach
Macie, Drodzy Czytelnicy, jakąś fobię? Na pewno! Każdy ma. Wysokość, woda, pająki, myszy, żaby, a nawet ptaki. A zastanawialiście się kiedyś, skąd ten strach? Ja wiem, skąd wziął się mój, i nigdy nie wybaczę wujkowi, że pozwolił wrażliwej trzylatce oglądać taki paskudny film. Do tej pory nie mogę sobie poradzić z widokiem wijącego się, wysuwającego swój dwudzielny język węża… Nawet na zdjęciu! Brrr…
Kuba, Kuba, co z ciebie wyrośnie…?
Od pewnego czasu powtarzam za Żabą Moniką (czasem w myślach, czasem na głos, za co wszystkich bliskich najmocniej przepraszam) słowa jej najsłynniejszej pieśni. Pamiętacie? „Zębów nie myjesz, kolegów wciąż bijesz, dziurę masz w najnowszych spodniach”… I choć Kuba nie może mi odśpiewać „nikt jeszcze nie wie, co ze mnie wyrośnie, gruszki na wierzbie czy śliwki na sośnie”, już dziś urwis z niego zaprawdę godny Kulfona!
Nasze zdjęcia – kilka słów wyjaśnienia
Niniejszy post miał pojawić się już dawno, kiedy moje skrzynki (mejlowa i fejsbukowa) zaczęły pękać w szwach od wiadomości zbliżonej treści. „Piękne zdjęcia na blogu! Jakim aparatem robione?” I choć na wiadomości staram się odpowiadać na bieżąco, zwykle kopiując i wklejając treść (wiem, że to niegrzeczne, ale nie mam wyjścia!), ciągle ciężko zacząć sam wpis. Słowa więzną gdzieś pomiędzy łokciem a nadgarstkiem, palce nie chcą trafiać w odpowiednie klawisze… Bo bezpośrednio jakoś łatwiej to napisać niż tak, że pójdzie w eter. Zostałam jednak wywołana do tablicy, przyszedł czas. Mus to mus.
Prezent na Dzień Dziecka – Post Scriptum
Małą dziewczynką byłam w połowie lat osiemdziesiątych. Sprzed magicznego roku 89. nie pamiętam ulubionych zabawek, może za wyjątkiem fioletowego pluszowego królika, którego dostałam od mojej kochanej Babci, a niestety zaginął bez wieści. Pamiętam za to kuchnię polową z błotno-trawiasto-liściastym menu, zabrudzone żywicą ręce i zdarte kolana, zbieranie kaczeńców nad rzeką, łapanie koników polnych, karmienie gołębi świeżą bułką, zamki z piasku nad brzegiem jeziora, naukę pływania w żółto-czerwonym kółku, wianki z koniczyny, zapach fiołków i maciejki, smak ziemniaków z ogniska…
Egzamin (z) dojrzałości
Choć zdawałam ją zaledwie dziesięć lat temu, swoją maturę pamiętam jak przez mgłę. Stres odbierający rozum, pierwsze pół godziny nad pustą białą kartką bez cienia myśli w głowie. W końcu to najważniejszy egzamin w życiu, „egzamin dojrzałości”… Co prawda od jego wyniku nie zależały bezpośrednio moje dalsze losy, jako przedstawicielkę jednego z ostatnich roczników „starej matury” czekały mnie jeszcze egzaminy na studia, jednak sama świadomość ostatecznego sprawdzianu, podsumowania pewnego etapu, mnie osobiście sparaliżowała.
Syneczek mamusi
Ten post nie dość że miał pojawić się już dawno, to jeszcze miał być całkiem o czym innym. Planowałam górnolotny tekst o budowaniu relacji ojciec-syn w kontraście do tej ojciec-córka, o trudnościach i paradoksach codzienności dwóch facetów, widzianych oczami matki. Twórca miał pójść z Kubą pierwszy raz do fryzjera, aby zapoczątkować tradycję, która zbliży ich do siebie i, w zależności od tempa wzrostu blond czupryny, systematycznie będzie stwarzać okazje do zacieśniania więzi…