Egzamin (z) dojrzałości

Choć zdawałam ją zaledwie dziesięć lat temu, swoją maturę pamiętam jak przez mgłę. Stres odbierający rozum, pierwsze pół godziny nad pustą białą kartką bez cienia myśli w głowie. W końcu to najważniejszy egzamin w życiu, "egzamin dojrzałości"... Co prawda od jego wyniku nie zależały bezpośrednio moje dalsze losy, jako przedstawicielkę jednego z ostatnich roczników "starej matury" czekały mnie jeszcze egzaminy na studia, jednak sama świadomość ostatecznego sprawdzianu, podsumowania pewnego etapu, mnie osobiście sparaliżowała.



Tym bardziej, że nie do końca byłam pewna, co chcę robić dalej, czyli... na jakie studia pójdę. Same studia bowiem były naturalną koleją rzeczy, następnym oczywistym krokiem. Wyrosłam w poczuciu ogromnej wartości wykształcenia, chodziłam do prestiżowego liceum, gdzie koledzy prześcigali się w uczelnianych planach, i bez tytułu magistra nie wyobrażałam sobie dalszego życia. Kiedy okazało się, że nie dostałam się na kierunek numer jeden na liście (nie miałam "wymarzonego"), dla moich rodziców był to niemal koniec świata. "A nie mówiłem" mojego taty dźwięczało echem przez dobrych parę tygodni, à propos korepetycji, na które nie chciałam się zgodzić, dodatkowych zajęć, większego przykładania się... a mnie zwyczajnie zjadła presja. Na egzaminie ustnym literki nie układałyby się w sensowne słowa, nawet gdyby nie były w obcym języku. Do dziś jestem przekonana, że nie brakowało mi wiedzy, a luzu.

Poza zawodem, który sprawiłam żywicielom, nie miałam poczucia porażki. Uznałam, że druga opcja jest tak samo dobra i poszłam za ciosem. Tak minęło pięć lat, podczas których owszem, nauczyłam się wiele, poznałam fajnych ludzi, ale czy na pewno potrzebowałam do tego murów Alma Mater? OK, zdobyłam tytuł, który upoważnia mnie do wykonywania określonej pracy... której nigdy nie wykonywałam, bo postawiłam na co innego, tam, gdzie nikt nie prosił mnie o dyplom, a sprawdził moje kompetencje. Z kolei poczucie niskiej wartości tytułu, rosnące we mnie z roku na rok jeszcze podczas drogi po magisterium, zaprowadziło mnie na studia doktoranckie. Przerwałam je w połowie, a prawdopodobnie skończyłabym, gdyby nie urodził się Kuba i gdybym nie przewartościowała mojego życia. Uświadomiłam sobie, że zabrnęłam w kozi róg. Czy bez "mgr" przed nazwiskiem byłabym głupsza, słabsza, gorsza? Przecież to nie kolejny stopień naukowy określa wartość człowieka. Nie umniejszam tym samym roli pracowników naukowych. Jeśli robią to, co kochają, z pasją i zaangażowaniem przyczyniają się do rozwoju swojej dziedziny, kształcąc przy okazji kolejne pokolenia, chwała im za to. To jednak nie dla mnie.

Nie wiem, jak będzie wyglądał system edukacji za dziesięć, dwadzieścia lat, ani jak będzie wyglądał rynek pracy, ale wiem, że nie będę naciskać na moje dzieci, aby od razu po maturze szły na studia. Nie tylko z uwagi na niską świadomość celów większości dziewiętnastolatków. Już dziś wiedzę można zdobywać samemu niejednokrotnie szybciej i skuteczniej niż na uczelni. Oczywiście są wciąż takie profesje, w przypadku których bez studiów ani rusz. Jeśli wybiorą jedną z nich, będę równie szczęśliwa, jak kiedy zdecydują się na podróż dookoła świata w poszukiwaniu własnej drogi. Najszczęśliwsza będę, jeśli uda im się ją znaleźć szybciej, niż mnie.

Zdjęcia: Rodzicielka

Lena:
bluzeczka/tunika - KappAhl (zeszłoroczna kolekcja)
spódniczka - Terranova

gościnnie - ciocia Kasia, tegoroczna maturzystka

10 komentarzy

  1. Maryla's Gravatar Maryla
    14 maja 2013 at 21:31 | Permalink

    Matura to pierwszy ważny egzamin i nie wiem czy nie najważniejszy, bo przecież brak świadectwa dojrzałości dyskwalifikuje nas na starcie. Ja już przeżyłam wiele stresujących egzaminów. Najtrudniejszy zdecydowanie to z prawa oświatowego:)

    • Ola's Gravatar Ola
      15 maja 2013 at 08:59 | Permalink

      Co za bzdura! Szymon Majewski i Agnieszka Chylińska nie mają matury! 😛
      A tak serio – można być kimś bez matury i nikim z doktoratem.
      Świetny wpis!

  2. paula's Gravatar paula
    14 maja 2013 at 21:52 | Permalink

    mmmm…. sprawiłaś że wspomnienia wróciły, że się zamyśliłam. Też dokładnie 10 lat temu zdawałam maturę, zdawałam egzaminy na studia… i się na nie nie dostałam. Nie wyjechałam, nie rozpoczęłam nowego życia w Krakowie. Ale rozpoczęłam tak gdzie mieszkałam. Wszytsko tak się poukładało, że dziś nie wyobrażam sobie inaczej. Od tamtej pory, a w zasadzie od czasu kiedy uznałam i przekonałam się, że tak jest dobrze uważam że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nie uważam, że nie walcząc na siłę o studia dzienne coś straciłam – wyszaleć się, wyszumieć? chyba nigdy tego nie potrzebowałam. Studia zaoczne wyszły mi tylko na dobre. W czasie kiedy moje koleżanki po raz kolejny rozpoczynały wszystko od początku po 5 latach studiów ja od kilku lat juz pracowałam. Wracając jednak do matury – matura ta sprzed 10 lat to była matura, uczyła ludzi myśleć, wprowadzała odpowiednią dawkę stresu ale tego dobrego mobilizującego. Dziś? Za kolejne 10 lat? Kiedy Lili będzie pisać maturę? Dziś nie wyobrażam sobie jak to kiedyś może wyglądać…
    Lenka miodzio w wersji b&w, taka przejęta, taka skupiona. Pozdowienia dla Siostry.

  3. Daria's Gravatar Daria
    14 maja 2013 at 21:52 | Permalink

    … czyżbyś znała historię mojego życia ??!! …
    przechodziłam dokładnie to samo.

    • Kaja's Gravatar Kaja
      15 maja 2013 at 10:36 | Permalink

      I ja! Tyle że ja zaszłam w ciążę na czwartym roku i przez komplikacje musiałam wziąć dziekankę. Teraz mam mgr, myślę o doktoracie, ale wyłącznie po to, żeby podnieść kwalifikacje, bo pracuję w budżetówce. Czytając Waszego bloga zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zajść w drugą ciążę 😛
      Pozdrawiam!

  4. Gosia's Gravatar Gosia
    14 maja 2013 at 22:11 | Permalink

    Lena i Kuba mają ogromne szczęście, że mają taką mądrą mamę! Niezależnie od tego, jak długo zajęło Pani dochodzenie do tych wniosków, przyszły na czas. Dokładnie wtedy, kiedy potrzeba. Chętnie przeczytałabym jakiś dobry wywiad z Panią, sama chciałabym zapytać o wiele rzeczy.
    Blog jest cudowny, zaglądam tu od pewnego czasu i nie wiem, co mi się tu bardziej podoba – słowo czy obraz. Za całokształt – zostaję.
    Myślę, że gazety powinny bić się o Pani felietony. Albo zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie.

  5. Hiena's Gravatar Hiena
    14 maja 2013 at 22:28 | Permalink

    Az zaczelam wspominac wlasna mature. I – tak jak piszesz – na studia trzeba bylo isc, bo jakze by nie? Kazdy szedl. A jak nie szedl, to nieudacznik 😉 I trzeba sie bylo dostac byle gdzie – najwazniejsze, zeby miec ten mgr przed nazwiskiem… Ja rowniez nie dostalam sie tam, gdzie chcialam najbardziej. Mial byc Krakow. Moj drugi wybor odnioslam jako porazke i sie po prostu wstydzilam… Ale zycie weryfikuje wszystko. Widze, jak zyja kolezanki po UJocie, ze im sie zycie nie uklada lub praca nie tak lukratywna, jak sobie to wyobrazaly… Ale majac 19 lat trudno mi to bylo wytlumaczyc, ze uczelnia i kierunek to nie wszystko – ja wiedzialam swoje: przegralam zycie. Tak, bylam dramatyczna ;o)

  6. Agnieszka's Gravatar Agnieszka
    14 maja 2013 at 22:40 | Permalink

    Oboje z mężem mamy półtora magistra, bo i magisterskie i licencjackie na różnych kierunkach. Żadne z nas nie pracuje w zawodzie. Obecnego nie lubimy. Presja, że trzeba iść na studia spowodowała, że zmarnowałam pięć lat, zamiast zostawić sobie rok na przygotowania na te wymarzone. Ale wszystko przede mną. I przed Zulą. Damy jej wolną rękę. I będziemy wspierać.

  7. Magda M.'s Gravatar Magda M.
    15 maja 2013 at 08:04 | Permalink

    RACJA!! Wartość studiów w czasie ostatnich 30, 20, 10 lat spadła na łeb na szyję, głównie przez uczelnie prywatne, ale nie tylko. Mam koleżankę z dawnej pracy, której córka naprawdę (naprawdę!) nie grzeszy intelektem i robi już drugi kierunek w jakiejś śmieciowej szkole. Koleżanka płaci i płacze, bo jej pociecha traktuje to jako „przetrwalnik”, a przy okazji świetnie się bawi. Jedyną nadzieją dla niej jest znalezienie tam bogatego męża. Myślę, że gdyby po maturze część młodych ludzi szła do pracy, a nie na siłę pchała się po wyższe wykształcenie na studia dzienne, byłoby to nie tylko bardziej korzystne dla państwa, ale też dla nich. Swoją drogą mój mąż nie ma tytułu magistra, a inżyniera zrobił niedawno, od 19 roku życia pracuje, szukał swojego fachu, a teraz lubi swoją pracę, wspina się po szczeblach kariery, dodatkowo prowadzi własną działalność, ale się nie zaharowuje (już nie!) i mogę chyba napisać, że wiedzie nam się bardzo dobrze.
    Przepiękne dziewczyny na cudnych zdjęciach!
    Miłego dnia!

  8. Karolina R.'s Gravatar Karolina R.
    15 maja 2013 at 08:51 | Permalink

    Witam!
    Trafiłam na ten blog jako blog o modzie dziecięcej. Dzieci są śliczne, bardzo ładnie ubrane, czasem mniej w moim guście, ale zawsze „jakoś”. Sama mam parkę, więc zdarzy mi się coś „podłapać”. Najpierw przejrzałam wyłącznie piękne zdjęcia, na co dzień nie mam czasu zgłębiać się w czytanie blogów, zwłaszcza, że to, co serwują blogi o modzie dziecięcej nie zachęca do zatrzymania się na słowie. Nie wiem, jak to się stało, że zdecydowałam się przeczytać ten wpis. Chyba zdziwiła mnie objętość przy małej ilości zdjęć. I muszę to napisać. Dawno nie przeczytałam tak dobrego tekstu o systemie edukacji. Bo na przykładzie, bo emocjonalny, bo przekonujący. Otwierający oczy. „Kury pazurem” jest od dziś moim ulubionym cyklem! Udowadnia Pani, że ubieranie dzieci ładnie i wystawianie ich na widok publiczny nie musi świadczyć o pustogłowiu. Nota bene jestem ciekawa Pani zdania na ten popularny ostatnio temat.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Karolina

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *