Ten post nie dość że miał pojawić się już dawno, to jeszcze miał być całkiem o czym innym. Planowałam górnolotny tekst o budowaniu relacji ojciec-syn w kontraście do tej ojciec-córka, o trudnościach i paradoksach codzienności dwóch facetów, widzianych oczami matki. Twórca miał pójść z Kubą pierwszy raz do fryzjera, aby zapoczątkować tradycję, która zbliży ich do siebie i, w zależności od tempa wzrostu blond czupryny, systematycznie będzie stwarzać okazje do zacieśniania więzi…
Wpisy z kategorii: Bawialnia
Syneczek mamusi
Czekamy, oj, czekamy!
Nie pamiętam takiej wiosny, a właściwie niekończącej się zimy. Jeśli prawdą jest, co mówią naukowcy, że ta piękna pora roku powoli zanika i w niedalekiej przyszłości zaraz po mroźnej białej zimie czeka nas afrykański skwar, będę niepocieszona. Bo choć uwielbiam lato, z jego upałem, burzami, zapachem deszczu na spalonej słońcem ziemi, mrożoną kawą i truskawkami na śniadanie, chowaniem się w cieniu, wachlowaniem czym popadnie i pławieniem w jeziorze… ech, wiosna też ma swój urok! Aby ją przywołać, próbowaliśmy już wszystkiego. Aby być bliżej natury, pojechaliśmy nawet do babci! Jak nie prośbą, to groźbą: dopóki się nie pojawisz, droga Primavero, nie zobaczysz nas w kolorze!
Literkowy zawrót głowy
Jesteście ciekawi, jak Leny postępy w czytaniu i pisaniu? Otóż szał trwa. Nasza Milusińska bezbłędnie rozpoznaje wszystkie litery rzymskiego alfabetu, ale nie składa ich jeszcze samodzielnie w wyrazy. Wskazuje w tekście coraz więcej często widywanych słów, lecz nie do końca rozumie znaczenie sformułowania „A jak arbuz” czy „L jak Lena”. Dla niej jest „B jak KuBa” i koniec. Gdy się tak dobrze zastanowić, ma to większy sens niż wtłaczany nam od pokoleń skrót myślowy „B jak (pierwsza głoska w wyrazie) balon”…
I’m so tired
Pamiętacie post o cudownym Wojtusiu z popielnika? Otóż tym razem po piętnastu zwrotkach Kuba wciąż dzielnie się stawiał. Chciał „do siebie”, czyli do kojca, do swoich klocków i swojego żółwia. OK, kolego, no problem. Dziesięć minut później było tak:
Wspólnota majątkowa
Od małego lubiłam się dzielić. Podobno jako dwulatka wyniosłam na podwórko zdobyczne cukierki Solidarności i wszystkie rozdałam, a dla mnie samej nie został ani jeden. Od tamtej pory, zważywszy na czasy, w jakich przyszło mi dorastać, rodzice starali się tłumić we mnie tę słabość (?), która rozkwitła, wybuchła wręcz z pojawieniem się Leny i Kuby.
ZOO Park
Następnym razem, zanim zaplanuję urlop, przyjrzę się dokładniej prognozom długoterminowym… Jeden słoneczny ciepły dzień wiosny nie czyni, niestety. Za oknem znów biało i mroźnie, do tego wietrznie, postanowiliśmy więc z Dziadkami dostarczyć Lenie nieco weekendowych atrakcji pod dachem i wybraliśmy się na „wystawę zoologiczną”. Uczyniliśmy to tym chętniej, że miejscem, którego nasza milusińska nigdy nie pozwala ominąć podczas wypraw do pobliskiego hipermarketu, jest właśnie sklep ze zwierzakami.
Na Wojtusia z popielnika…
…iskiereczka mruga. Chodź, opowiem Ci bajeczkę, bajka będzie długa.” Oj, długa, dłuuuga – kiedy się ją zapętli. Są co prawda jeszcze tylko dwie zwrotki, o Babie Jadze i księżniczce, ale potrafią się dłużyć i dłuuużyć. Znacie? Moje dzieci znają doskonale. Lena potrafi zaśpiewać i bratu, i ulubionej lali, a Kuby jeszcze nie sprawdzimy, ale zaskoczeniem reaguje na wszelkie próby improwizacji. Nie wiem, ile razy wyśpiewałam tę kołysankę w moim matczynym życiu, w sprzyjających okolicznościach działa niezawodnie niczym wahadło hipnotyzera.
Księżniczka hand-made
Są takie zachowania, o które jeszcze pięć lat temu bym siebie samej nie podejrzewała. Namawianie kogokolwiek na zjedzenie lub wypicie czegokolwiek, „normalne” funkcjonowanie po trzech nieprzespanych pod rząd nocach. Wycinanie liter z kolorowego papieru czy wizyta w sklepie z pasmanterią… Czego się jednak nie robi dla uśmiechu na ukochanej buzi?
Sobota będzie dla nas!!
– Podanie przyjęte. Urlopu udzielam – z takimi słowami obudził się dziś Twórca. Gdybym go nie znała, może bym się nawet ucieszyła. Świadoma jednak granic wspaniałomyślności swego wybranka, uśmiechnęłam się pod nosem i zrobiłam niedowierzającą minę. – Tylko zabierz dzieci – dodał, przekręcając się na drugi bok. Chyba muszę się odważyć i udać z pismem do wyższej instancji (czytaj: Teściowej). Wyższa instancja najwyraźniej czyta w moich myślach i humorach, nie po raz pierwszy z resztą, lecz zamiast urlopu podarowała mi coś znacznie lepszego – dzień tylko z synem!