Swoją pierwszą wizytę w zakładzie fryzjerskim (na miano „salonu” nijak nie zasłużył) pamiętam, jakby była wczoraj. Idąc w ślady imponującej mi od przedszkola przyjaciółki, w czwartej klasie podstawówki uparłam się na zdecydowane cięcie. Mama, zajęta pieluchami młodszej siostry, sama mając na głowie coś na kształt modnego wówczas boba, po kilku dniach daremnego przekonywania, że dobrze jest tak, jak jest, ostatecznie skapitulowała. „Idź, dziecko!” Poszłam więc, sama…
Wpisy z kategorii: Bawialnia, Biblioteczka, Kuchnia, Mama się mądrzy, Konkursy, Szafy, Rozmówki
Rozmyślania przy nożyczkach i grzebieniu

Literkowy zawrót głowy

Jesteście ciekawi, jak Leny postępy w czytaniu i pisaniu? Otóż szał trwa. Nasza Milusińska bezbłędnie rozpoznaje wszystkie litery rzymskiego alfabetu, ale nie składa ich jeszcze samodzielnie w wyrazy. Wskazuje w tekście coraz więcej często widywanych słów, lecz nie do końca rozumie znaczenie sformułowania „A jak arbuz” czy „L jak Lena”. Dla niej jest „B jak KuBa” i koniec. Gdy się tak dobrze zastanowić, ma to większy sens niż wtłaczany nam od pokoleń skrót myślowy „B jak (pierwsza głoska w wyrazie) balon”…
Wietrzymy. Oj, wietrzymy!

Sklepy wietrzą magazyny, blogerki wietrzą szafy. Może nieco spóźniona, wietrzę i ja, nie tylko garderobę, ale i całe mieszkanie. Kiedy rok temu Twórca stanowczo sprzeciwił się zakupowi kolejnej szafy, twierdząc, że musimy najpierw pozbyć się zbędnych rzeczy, a okaże się, że wcale nie jest nam potrzebna, początkowo byłam wściekła. Miejsce na mebel jest, a ciuchy wciąż wędrują po pokojach – to po komodach, to po kanapie, krzesłach, podłodze… Od tamtej pory, jak się pewnie domyślacie, chętnych do spacerów nie ubyło. A że przybyło, w domu na potęgę rosnących dzieci i matki z bzikiem – nikogo przekonywać nie muszę. Pewnego poranka, potknąwszy się o niemającą swojego miejsca zabawkę, przełożywszy po raz n-ty z kąta w kąt pudło z za małymi ciuszkami – doznałam olśnienia. Wyobraziłam sobie nasze niemałe przecież mieszkanie kompletnie puste, na półkach i w szufladach pojedyncze, te najbardziej potrzebne i wartościowe rzeczy, kilka pamiątek. Chwilę później pod moimi powiekami wyświetliła się reklama serwisu ogłoszeniowego, ta ze znikającymi przedmiotami i rosnącą sakiewką.
I’m so tired

Pamiętacie post o cudownym Wojtusiu z popielnika? Otóż tym razem po piętnastu zwrotkach Kuba wciąż dzielnie się stawiał. Chciał „do siebie”, czyli do kojca, do swoich klocków i swojego żółwia. OK, kolego, no problem. Dziesięć minut później było tak:
Wspólnota majątkowa

Od małego lubiłam się dzielić. Podobno jako dwulatka wyniosłam na podwórko zdobyczne cukierki Solidarności i wszystkie rozdałam, a dla mnie samej nie został ani jeden. Od tamtej pory, zważywszy na czasy, w jakich przyszło mi dorastać, rodzice starali się tłumić we mnie tę słabość (?), która rozkwitła, wybuchła wręcz z pojawieniem się Leny i Kuby.
ZOO Park

Następnym razem, zanim zaplanuję urlop, przyjrzę się dokładniej prognozom długoterminowym… Jeden słoneczny ciepły dzień wiosny nie czyni, niestety. Za oknem znów biało i mroźnie, do tego wietrznie, postanowiliśmy więc z Dziadkami dostarczyć Lenie nieco weekendowych atrakcji pod dachem i wybraliśmy się na „wystawę zoologiczną”. Uczyniliśmy to tym chętniej, że miejscem, którego nasza milusińska nigdy nie pozwala ominąć podczas wypraw do pobliskiego hipermarketu, jest właśnie sklep ze zwierzakami.
Nasze ulubione naleśniki

W domu gotujemy (liczba mnoga to lekkie nadużycie) niemal codziennie. Bez ekstrawagancji, głównie po włosku (domowa pizza i makarony) oraz chińsku (kurczak z ryżem na 15 sposobów), czasem po amerykańsku (steki, nuggetsy), rzadziej po polsku (odgrzewamy pierogi lub mielone od Babci). Z zupami jest gorzej, szczególnie zimą, bo nie przepadam za zapachem gotującego się wywaru. Tu na ratunek przychodzi wujek Gerber, kostka rosołowa i gotowa mrożonka warzywna czy puszka groszku, ewentualnie niezastąpiona Babcia.
Na Wojtusia z popielnika…

…iskiereczka mruga. Chodź, opowiem Ci bajeczkę, bajka będzie długa.” Oj, długa, dłuuuga – kiedy się ją zapętli. Są co prawda jeszcze tylko dwie zwrotki, o Babie Jadze i księżniczce, ale potrafią się dłużyć i dłuuużyć. Znacie? Moje dzieci znają doskonale. Lena potrafi zaśpiewać i bratu, i ulubionej lali, a Kuby jeszcze nie sprawdzimy, ale zaskoczeniem reaguje na wszelkie próby improwizacji. Nie wiem, ile razy wyśpiewałam tę kołysankę w moim matczynym życiu, w sprzyjających okolicznościach działa niezawodnie niczym wahadło hipnotyzera.
O, a gdzie tata?

TATA u nas w domu JEST. Nie wychodzi rano, by wrócić po 17:00. Nie ucieka na „nocki”, by potem przespać dzień. Czasem wyskakuje po śniadaniu lub po obiedzie i nie wraca na kolację, a potem rano dłużej śpi. Zdarza się, że budzi dom szumem prysznica, aby przywieźć pieczywo na drugie śniadanie. Innym razem wyjeżdża na parę dni, wtedy sprawdzamy na mapie, dokąd, obserwujemy samoloty na radarze albo palcem po cienkiej żółtej lub czerwonej linii wodzimy w tę i z powrotem. Wtedy tęsknimy.