Jak to zwykle w młodych związkach bywa, początkowo iskrzyło nieustannie. Z jednej strony cudowne uczucie: obezwładniająca fascynacja, chęć ciągłego obcowania, w dzień i w nocy. Z drugiej – frustracja i presja otoczenia: brak czasu na cokolwiek innego, rozkojarzenie, dezorganizacja. Generalnie docieramy się. Wiosna i my.
Wpisy z kategorii: Chwile
Wiosna, ach to ty!

Pożegnanie zimy

Za oknem piękne słonko, 12 stopni na plusie (przed dziewiątą rano!), białe płachty śniegu znikają w oczach, więc… uff, możemy użyć czasu przeszłego! Tak, to była baaardzo długa zima. Długa, ale bywało, że baaardzo piękna. I tak się zastanawiam, po obejrzeniu poniższego filmiku, nakręconego w styczniu, czy we właściwą stronę kierujemy pretensje o tegoroczną aurę… Kto wie, może kiedy w marcu (pamiętacie dwa piękne cieplutkie dni?) przyszła wiosna, to właśnie zima schowała ją w szafie, piwnicy czy gdziekolwiek…? Być może posunęła się do tak drastycznych kroków, aby zostać z nami jak najdłużej.
ZOO Park

Następnym razem, zanim zaplanuję urlop, przyjrzę się dokładniej prognozom długoterminowym… Jeden słoneczny ciepły dzień wiosny nie czyni, niestety. Za oknem znów biało i mroźnie, do tego wietrznie, postanowiliśmy więc z Dziadkami dostarczyć Lenie nieco weekendowych atrakcji pod dachem i wybraliśmy się na „wystawę zoologiczną”. Uczyniliśmy to tym chętniej, że miejscem, którego nasza milusińska nigdy nie pozwala ominąć podczas wypraw do pobliskiego hipermarketu, jest właśnie sklep ze zwierzakami.
Spacer – niespacer?

– Mamusiu, mamusiu! Zobacz, słonko! Chodźmy na spacer! Chodźmy, chodźmy! – wykrzykuje Lenka, łasa świeżego powietrza i doszczętnie znudzona czterema ścianami. „Hmm, rzeczywiście ładna pogoda – myślę sobie – spacer to byłoby coś!” «Chodzenie, przejście się na świeżym powietrzu dla przyjemności lub dla zdrowia», jak definiuje Słownik Języka Polskiego, w końcu bardzo wiarygodne źródło…
Trzy cudowne lata w pigułce

Za każdym razem, kiedy wspominam przyjście Lenki na świat, mimowolnie się wzdrygam. Niemal trzy tygodnie spędzone na sali przedporodowej, tuż przy trakcie, codzienne oczekiwanie na poranny obchód i decyzję, jakie dziś będą badania, a w końcu cesarskie cięcie miesiąc przed terminem, zupełnie wbrew mojej matczynej intuicji. Potem jej pierwsze dni w inkubatorze i wszechogarniające pragnienie ciągłego kontaktu. Kolejne dwa tygodnie na oddziale i nareszcie! Dzień, w którym dowiedziałam się, że możemy jechać do domu – najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Nigdy nie zapomnę pierwszego wspólnego, w trójkę, poranka. Tego rożka w owieczki i białego kaftanika…
Cztery kółka na wagę złota

Kiedy jest się wolnym człowiekiem, to znaczy bezdzietnym, nie ma się pojęcia o baaardzo wielu rzeczach. O ilości i częstotliwości skurczów przedporodowych, o prawidłowej konsystencji i kolorze kupy niemowlęcia, cenie pieluch jednorazowych, o wyższości cielęciny nad wieprzowiną, alergizujących właściwościach miodu i truskawek, o tym, że gruszki są ciężkostrawne… A to dopiero wierzchołek góry lodowej! Weźmy zwykły wózek: prosta sprawa – cztery kółka, do wyboru kolor. Zapraszam do pierwszego lepszego sklepu z wózkami, a przekonacie się, jak głębokie były wody Waszej, Drodzy Niedzieciaci Czytelnicy, ignorancji. Na przykład kółka mogą być trzy, a kolor to ostatnia rzecz, która ma znaczenie. Zawrót głowy gwarantowany, po powrocie polecam drzemkę.
A jakby tak w sejfie zamknąć?

Ten post miał być przedwczoraj i kompletnie o czym innym. Zdjęcia wrzucone na serwer czekały aż dzieci pójdą spać, a ja przeleję na klawiaturę swoje spostrzeżenia dotyczące blogowania, bo minęły już niemal trzy miesiące, od kiedy zaczęła się ta przygoda… ale to może poczekać. Zdarzył się bowiem wypadek, który na jakieś 10 sekund zatrzymał moje serce, a na kolejne parę godzin nie pozwolił myśleć o niczym innym. Bo podobno najwięcej wypadków zdarza się w domu…
Analogowa magia

Kto z Was pamięta, jak to było wrócić z wakacyjnego wyjazdu z trzema, czterema kliszami? Zdarzyło Wam się potem przez parę miesięcy, mimo najszczerszych chęci, nigdy nie mieć po drodze do fotolabu, a ostatecznie w okolicach Bożego Narodzenia usłyszeć, że zdjęcia będą, przy dobrych grudniowych wiatrach, przed Sylwestrem? Jaka była wtedy frajda podczas rozpakowywaniu koperty! Gruby plik, lekko wygiętych w łuk, błyszczących, śliskich kartoników i ten zapach… „Tylko uważaj, nie wypalcuj!” Teraz, kiedy zdjęcia klikamy telefonem na każdym kroku, a porządny używany cyfrowy kompakt można kupić za grosze, mało kto docenia czar kliszy.