Ten post miał być przedwczoraj i kompletnie o czym innym. Zdjęcia wrzucone na serwer czekały aż dzieci pójdą spać, a ja przeleję na klawiaturę swoje spostrzeżenia dotyczące blogowania, bo minęły już niemal trzy miesiące, od kiedy zaczęła się ta przygoda... ale to może poczekać. Zdarzył się bowiem wypadek, który na jakieś 10 sekund zatrzymał moje serce, a na kolejne parę godzin nie pozwolił myśleć o niczym innym. Bo podobno najwięcej wypadków zdarza się w domu...
Kanapa i stolik do kawy, nierozłączne od zawsze, niebezpieczne wydawały się tylko dla rozwydrzonych bachorów, nie dla naszych aniołów. Przecież Lena wie od małego, że nie wolno skakać po kanapie, ba! nawet nie wolno na niej stawać! A jednak, najwyraźniej rozochocona poczynaniami brata, postanowiła pokazać, kto jest mocniejszy w wygłupach, a tym samym sprawdzić wytrzymałość swego łuku brwiowego, spadając lotem koszącym w otchłań dywanu. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam tylko małe stópki, znikające pod dziwnym kątem pomiędzy zdradzieckimi meblami... Zamarłam. Uwierzcie, to było najdłuższe 10 sekund w moim życiu. I najszybciej przemierzone cztery metry. Z mojej perspektywy wyglądało groźnie, na szczęście nic się wielkiego nie stało, skończyło się na siniaku na udzie i podbitym oku. Daleka jestem od trzęsienia się nad każdym zdartym kolanem, dzieci wychowuję bardziej na komandosów niż angielskich arystokratów, ale tym razem to było coś więcej. Nie zapomnę tej zapłakanej buzi...
W takim momentach każda matka uświadamia sobie, że słowa o krzywdzie dziecka jako najgorszej matczynej męce nie są czczą gadaniną. To takie chwile, kiedy miałoby się ochotę obłożyć całe mieszkanie dmuchanymi materacami i nie wypuszczać pociech na zewnątrz. Albo całymi dniami tulić w ramionach. Przecież to nasze największe skarby - wypieszczone, wychuchane, karmione ekologicznymi zupkami, wyszukanymi przekąskami, pojone najzdrowszymi soczkami, najsmaczniejszymi witaminami. Buciki tylko z atestem, ząbki zawsze czyste, kontrolne wizyty lekarskie, bilansy, szczepienia. Tylko najmądrzejsze książeczki, najbezpieczniejsze zabawki, najpiękniejsze ubranka...
One przecież nie chcą być ciągle tulone, jak powietrza łakną zabaw, ruchu, towarzystwa innych dzieci, świata. I rosną. A jak już urosną, same pójdą w ten dziki, ogromny świat... Kiedy pomyślę, że moja córka będzie robiła takie głupoty jak ja, mam gęsią skórkę. Bo choć nie należę do tych najbardziej zwariowanych, tylko fart sprawił, że nigdy nie spotkało mnie nic złego. Co dopiero będzie z Kubą, przecież to chłopak i już dziś widać, że bzik! Przed wieloma sytuacjami zdołam ich przestrzec, wielu rzeczy nauczyć, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. To może być jeden moment, jedna chwila, pół minuty za późno albo za wcześnie. Idiota za kierownicą, śliskie schody, nierozważne słowo w nieodpowiednim towarzystwie, czysty przypadek.
Wiem, wiem, rozumiem, że nie można całe życie trzymać ich pod kloszem. Ale jakby tak w sejfie zamknąć...?
Lena:
spodnie, kurtka - Cubus
czapka - Reserved Kids
szalik - Next
buty - Deichmann
Kuba:
czapka - H&M
komin - carry
kurtka - Reserved Kids
buty - no name
Lenka nam raz spadła ze schodów. Pamiętam tępy huk i okrzyk męża. Dwa dni spać nie mogłam tylko rozmyślałam.. przypominałam sobie jak bezwłasne ciałko leci w dół. OCzywiście małej małpeczce która obrała styl spadania „na pingwina”, lub „śledzia” nic się nie stało. Ale udręka w naszych rodzicielskich głowach- bezcenna.. choć w sumie oddam ją za darmo 😉
Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać 🙁
ja dość często słyszę, że dzieciństwo to chyba cudem przeżyłam 😉 ile razy spadłam z drzewa, trzepaka albo wypłynęłam za daleko na wakacjach 😉 no ale żyję, mam się dobrze i jest co powspominać 🙂
P.S. chyba się uzależniłam od Waszego bloga, codziennie rano sprawdzam czy nie ma nowej notki 😉
Bardzo nam miło, ale codziennie nie damy rady! Poza tym nie chcemy się za szybko znudzić 😉
🙂 To trochę jak moja siostra. Do czwartego roku życia zdążyła spaść ze schodów, twarzą na beton, a w przedszkolu (!) spadła z drzewa! Ja zaczęłam świrować nieco później, pod koniec podstawówki, i tego czasu najbardziej się obawiam!
Znam i ja niestety te pare sekund… Najgorszy moment mialam chyba wtedy, gdy Lily byla jeszcze niemowlakiem.Do dzis, jak sobie przypomne…Wole nie przypominac. Ona jest z tych spokojnych, rozwaznych; nie szaleje, nie robi glupstw, obserwuje i nie kombinuje, a mimo wszystko i takiej nie sposob uchronic.
Na wiele jej pozwalam , w wielu przypadkach ufam, ale nawet idac po schodach czy ze schodow (czy ty widzialas kiedykolwiek holenderskie, strome, waskie schody?), choc pamieta zeby sie trzymac, by isc po szerszej ich stronie, zdazylo jej sie fiknac na dol:(
Ba malo tego, siedzac na kolanach tatusia, wydawac by sie moglo bezpiecznym miejscu, rabnela glowa w stol tak jak nigdy wczesniej (i pozniej na szczescie tez nie)…
Juz mnie ciarki przechodza na mysl o tym, ze kiedys wyjdzie z domu sama; ze nie poloze sie spac dopoki nie wroci.
Pozostaje chyba tyko wierzyc, ze bedzie po prostu ok!Ze my dzieci zabaw na terenie budowy, zabaw nad rzeka choc nie potrafimy plywac,, przezylismy to i one przezyja…
Zdrowka!
Czekam na post spostrzezeniowy;) Ostatnio wiele tych podsumowan i rozwazan na temat blogowania. Ciekawa jestem twoich.
Lena też z tych rozważnych! Ostatnio zaczęła sprawdzać prawa fizyki, ale tłumaczę to tym, że za rzadko wychodzimy na dwór i kumuluje energię. Poza tym, niestety, ale wyraźnie popisuje się przed Kubą.
A w przyszłości będę chyba musiała kupić duuuuużo melisy!
Nie widziałam spostrzeżeniowych postów i wolę nie pytać, gdzie są, nie chcę się sugerować 🙂 Pozdrawiam!
zamknąć, popieram zamknąć! 😉 i ja znam najszybszy bieg na świecie i ten moment, kiedy widzisz coś, co pozwala tylko na płytki wdech powietrza, bo zupełnie zapomina się, że potem jest wydech. grrr…
witam, widzę że Lenki oczko to samo co pechowe mojej Nataszki. Nata choć wyjątkowo ostrożna, to już jak upadnie to tylko przed schodami by się zaraz po nich stoczyć w dół – zeszłej wielkanocy to podbite oko mieliśmy. potem ząb nadłamany. w przedszkolu jak oberwała to w to oczko znowu. potem ją komarł ugryzł i całe zapuchło. biedulka z tej lenki. ale i tak nie wygląda najgorzej. a ja też ostatnio o swojej nadopiekuńczości myślałam. bo byłysmy z małą na mądrym filmie o tym. na pewno widzieliście. Gdzie jest Nemo.
Zastanawiam się, na ile będę w stanie nad tą nadopiekuńczością panować… bo będę musiała na pewno, dla zdrowych relacji z dziećmi. A Nemo chyba muszę obejrzeć jeszcze raz jako mama! Kiedy po urodzeniu Lenki obejrzałam „Okup” to choć widziałam go przedtem wielokrotnie, to jakbym oglądała zupełnie inny film…
och….żeby tak zamknąć się dało! biedna Lenka, wystraszyła się pewnie bardzo? i to jest najgorsze…myślimy o tym , żeby ustrzec je przed złym światem, ale jak? skoro na naszych oczach potrafią sobie krzywdę zrobić….Filip miał około pół roku, jak z rąk mi dosłownie ” wyskoczył” na podłogę! a przecież uważałam…ktoś mi kiedyś powiedzila mądre zdanie, że na szczęście dzieci szybciej zapominają o takich wypadkach niż my…choć nie wiem czy to dobrze wśród starszych dzieci, chyba lepiej by było, żeby zapamiętały na przyszłość, czego lepiej nie robić….
eeh. tez to znam.
weronika, wypadła – a dokładniej wyskoczyła na główkę z łóżeczka ze szczebelkami. ja byłam tuż obok. niecałe trzy kroki dalej. a wsadziałam ją tam, zeby miec sytuację pod kontrolą bo akurat pakowałam ubrania na jakiś długi weekend. łóżeczko uznałam za najbezpieczniejsze miejsce.
przez pierwsze dwie trzy sekundy była absolutna cisza. obie bylyśmy w szoku ;/ a pozniej hektolitry lez. moich i jej.
choc po upadku nic niepokajacego sie nie dzialo, tata, ktory wrocil do domu z predkoscia swiatla. na sygnale grzal przez miasto do pediatry i rtg glowy…. na szczescie skonczylo sie na siniaku.
Witam! Trafiłam wczoraj na tego bloga i przeczytałam każdy wpis z wypiekami na twarzy, łącznie z tymi na blogspocie. Też jestem mamą, tyle że trójki maluchów, najmłodsze ma rok, a najstarsze 4, chłopak i dwie dziewczyny. Też jestem z nimi w domu, choć Mikołaj chodzi już do przedszkola, bo zwyczajnie wariował w domu z nudów, nie miałam energii wymyślać mu co raz nowych atrakcji. Co prawda oznaczało to kilka maratonów wirusowych, ale już jest lepiej.
Kilka razy chciałam skomentować coś pod postem, no dobra, chciałam skomentować każdy, ale ciągnęło mnie, żeby czytać dalej. Przeczytałam i położyłam się spać, ale długo nie mogłam zasnąć. Bardzo Ci dziękuję, bo obudziłam się innym człowiekiem, wiedząc że nie jestem jedyną taką mamuśką. I nie chodzi tylko o to, że też zamieram na każdy upadek, choć przy trójce powinnam się uodpornić!! Wokół same pracujące mamy, a ja, zwykła „kura domowa”, na którą patrzą z góry, a ja przecież też mam coś do powiedzenia! Chciałabym zapytać Cię, Rodzicielko o tyle innych rzeczy, ale chyba muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać na kolejne posty 🙂 Lence życzę szybkiego powrotu do wyglądu sprzed wypadku 🙂
Magda
Droga Magdo,
poza mailem, który do Ciebie poleciał, chciałam tu na forum podziękować Ci za Twój komentarz. Dodał mi skrzydeł i przypomniał, co jest najważniejsze na tym blogu 🙂 Bardzo Ci dziękuję, serdecznie pozdrawiam i… zapraszam!
Ale masz piękne dzieci! Pewnie wszyscy Ci to mówią 😉 Patrzę jak zaczarowana i nie mogę zamknąć Twojego bloga! Rewelacja 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂
Dziękuję i zapraszam!
Ok. Tytul mnie zmylil – juz mialam przed oczami wizje, jak Lena zamyka Kube w sejfie ;D absolutnie nie pomyslalam, ze po co komu sejf w domu (no chyba, ze z gory uznalam, ze jestescie miliarderami i macie sejf za obrazem ;P). I wtedy od razu sobie przypomnialam, jak majac ok 2 lata zamknelam Babcie w skladowce …. Rodzice wyjechali na 2 dni i zostawili mnie pod opieka Babci, Dziadek tez wybyl na caly dzien. Po sniadaniu Babcia poszla do skladowki (takiej na soki/dzemy/etc) po sok dla mnie, a ja przebiegajac – popchnelam drzwi ;D pech chcial, ze w drzwiach byla galka, od wewnetrznej strony nie bylo nic. Finalnie Babcia spedzila pol dnia zamknieta przez wnuczke w skladowce, ja wyszlam z tego calo i zasnelam na fotelu. Opr od mojej Mamy dostala oczywiscie Babcia ;D a św. p. Dziadek nigdy nie zmienil galki w drzwiach na klamke… Ze tez pisze o tym akurat dzis …. Lece zadzwonic do Babci 🙂
😀 Nie, nie mamy sejfu w domu 🙂 Choć zastanawiam się nad jego zasadnością. Mógłby okazać się lepszym pomysłem niż przykuwanie do kaloryfera 😉
Super historia! A kto mógł inny oberwać, jak nie Babcia 🙂 Biedna, co ona musiała tam przeżywać zamknięta…
Pozdrawiam!
Masakra, juz sobie wyobrazam to poczucie winy, ze spuscila z oka dziecko na caly dzien. Zastanawiajac sie co robie, moze zasnelam pod drzwiami… No tysiac mysli na sekunde. Na szczescie nic sie nie stalo 🙂
Udanego dnia, Rodzicielko 🙂