Informacja o tym, że moja córka jest już... Twórca powiedziałby “kumata”, uderzyła mnie jak obuchem w głowę, kiedy leżałam z Kubą na porodówce. Nagle, praktycznie z dnia na dzień, z maleńkiego bobasa zmieniła się w zupełnie świadomą małą dziewczynkę, która zdawała się wszystko rozumieć: że to jej braciszek, że trzeba ostrożnie, że niedługo wrócimy do domu… Popłakałam się jak głupia. Moja niespełna dwuletnia córa całuje drobniutkiego różowego paluszka i mówi: “cześć Kuba”. A on śpi malutki (nieważne, że niemal dwa razy większy niż ona po urodzeniu), bezbronny... Tak to zwykle bywa, że pewne rzeczy zauważamy dopiero w kontraście.
Kiedy wróciliśmy do domu, wszystko w Lenie było dla mnie nowe. Kilka dni z Twórcą, z niewielką pomocą Dziadków, sprawiło, że stała się nad wyraz samodzielna, niemal dorosła. Co z tego, że wciąż sikała w pieluchę! Bardzo chciałam nagrodzić ją za to, jaką jest wspaniałą siostrzyczką, a że była wówczas na etapie Klubu Przyjaciół Myszki Miki, postanowiłam więc kupić jej coś związanego z jej ulubionym bohaterem. Padło na jedyną dostępną w moim ukochanym Tesco rzecz z wizerunkiem poczciwego mysza - książeczkę edukacyjną "Cyferki", oznaczoną złowieszczym "3+". "Nic to", pomyślałam, może nie zauważy tych dziwnych znaczków :)
Wielkie było moje zdziwienie, kiedy Lena po kilku zaledwie dniach rozpoznawała wszystkie cyfry. Jeszcze większe Dziadka, który poszedłszy z nią na spacer, usłyszał triumfujące: "Zobacz, Dadu, łosiem". Do tej pory opowiada, że aż przetarł oczy, by się upewnić, czy na domu sąsiada rzeczywiście widnieją dwa znajome brzuszki.
Wczesną wiosną nadeszła kolejna rewelacja. Okazało się, że młoda bezbłędnie rozpoznaje większość marek samochodów, nie tylko po znaczkach, ale również dzięki napisom na klapie. "Jeno", "leksius", "peżo", "mazda", "mejcedes", "tojota" rozlegało się podczas każdej pieszej wycieczki, przyczyniając się do wpadania w słupy, żywopłoty i inne przeszkody przez przypadkowych przechodniów. Męczące to bywało niekiedy, ale zawsze sympatyczne. Potem były loga sklepów, marki szamponów, kremów, komórek. Windows, intel, facebook (nie tylko logo. Zbierałam szczękę, kiedy dostrzegła napis w zwykłym tekście w notatniku). To lecimy z literkami, pomyślałam. Od dawna znamy "T jak Tesco" (!), "M jak Mazda", "H jak Honda", "S jak Skype", "K jak Kuba", "R jak Rafał" (tata), "P jak Paulina" (mama), "D jak Diana" (ciocia, do której najczęściej dzwoni na Skypie)...
I stop. Koniec. Więcej liter nie wchodzi, choć całe słowa - nazwisko, imię swoje, moje, Twórcy, brata - owszem, rozpoznaje. "Widocznie zbyt podobne one wszystkie do siebie, myślę, odpuśćmy, bo się zrazi." Ale nie, bo ona chce i "pokaż mi mamo, w gazetce, w książeczce, jaka to literka" pięknie prosi...
Kiedy zobaczyłam te stempelki, wiedziałam, że nie ma lepszego prezentu. Trzylatek nie włada jeszcze ołówkiem na tyle, aby samodzielnie pisać litery i cyfry, a jeśli już je rozpoznaje, chciałby się przecież tym pochwalić. Piękne, drewniane pieczątki w zamykanej skrzyneczce są ewidentnym dowodem na to, że najlepsze zabawki wcale nie muszę pochodzić ze sklepu dla dzieci. Lena natychmiast po rozpakowaniu zabrała się za przybijanie, w mig złapała "A", "L", "B" i kilka innych. Radości nie ma końca, a na później czekają jeszcze małe litery!
Drugim gwiazdkowym hitem okazała się książka pod tytułem "Mapy". Tyle achów i ochów nad "Miasteczkiem Mamoko" przeczytałam i usłyszałam, już miałam zamawiać, ale że u mnie zawsze pod prąd, bez recenzji, zachęcona okładką kliknęłam "Mapy", w końcu na stronie wydawnictwa znajdują się w kategorii powyżej trzech lat. Nie piętnastu :) A powinny być zdecydowanie polecane każdemu gimnazjaliście, licealiście, magistrowi, doktorowi nawet. To książka bez kategorii wiekowej! W święta ciężko było od niej oderwać każdego, kto choć na chwilę ją otworzył. Powiedzieć o niej książka obrazkowa to zdecydowanie za mało. To obrazkowa podróż po sześciu kontynentach, czterdziestu dwóch krajach, pozwalająca poznać ich kulturę, florę, faunę, historię, literaturę. Absolutnie niesamowita! Nic dziwnego, że wędruje w świat, jest już wydanie francuskie, powstają kolejne. Taki towar eksportowy to ja rozumiem. Choć muszę przyznać, że podobizna Marilyn Monroe mnie nieco przeraziła ;) Mimo to straszliwie polecam!
Lena oczywiście w pierwszej kolejności kazała sobie pokazać, gdzie mieszka i była bardzo niepocieszona, że nie ma rysunku naszego domku, szybko jej jednak przeszło, kiedy dostrzegła Pałac Kultury i mogła wszem i wobec ogłosić: "Zobaczcie wszyscy, Warszawa!"
Zdjęcia: Rodzicielka
Gdzieś kiedyś usłyszałam, że nie wolno w dziecko przedwcześnie "wtłaczać" wiedzy, że po to jest szkoła, na to przyjdzie czas. Kiedy jednak widzę, że Lena chłonie wszystko jak gąbka, ekscytuje się każdą zdobytą informacją, dopytuje i, co ważne, zapamiętuje, by potem z ogromną dumą i radością zabłysnąć, nie czuję się, jakbym robiła jej krzywdę.
PS. Zdaję sobie sprawę, że dla każdego rodzica (powiedzmy - dla większości) jego dziecko jest najmądrzejsze i najcudowniejsze na świecie. Mój wpis nie miał być "wyznaniem chwalipięty", choć może się takim wydać. Kiedy dziecko rośnie, wszystkie etapy jego rozwoju są dla nas wyjątkowe, niepowtarzalne i zaskakujące. Dlatego przysłuchując się rozmowom na ławeczkach przy placach zabaw, można odnieść wrażenie, że ktoś się licytuje... Ja wolę myśleć, że to dowód miłości i fascynacji w istocie najcudowniejszymi stworzeniami na świecie!
My też wiedzy nie wtłaczamy nasza Matylda sama ją chłonie, z literkami u nas jeszcze ciężko, ale mapy to jedna z jej ulubionych książek.
Na wszystko przyjdzie czas 🙂 „Mapy” są po prostu mistrzowskie!
Dzieci w tym wieku sa jak gabka, ktora te wiedze chlonie!Zapewne przyjdzie jeszcze taki czas, gdy na mysl o nauce, zrobi im sie niedobrze, ale na razie wszystko jest nowe, fascynujace!
Co rusz mala zaskakuje swoja wiedza, bystroscia i czasm glowie sie czy to ja mam nad wyraz madre dziecko, czy one po prostu wszystkie takie…
Skoro mowa o literkach.Kiedy przechodzila fascynacje ksztaltami, puzlami i takimi tak, kupilam jej niedrogie puzle alfabet, bardziej z myslac o tym, ze skoro jest ich az tyle, to bedzie miala co ukladac.Niewiele sie zastanawiajac powiedzialam jak nazywa sie pare liter i jakie bylo moje zdziwienie, gdy moje chyba wtedy 18 miesieczne dziecko, wszystkie je zapamietalo.Powiedzialam jak nazywaja sie kolejne i po doslownie kilku dnicah okazalo sie, ze zna je wszystkie.Zrobilam maly test, bo podejrzewalam ze chodzi tylko o te puzle, kolory.Rozpoznawala te litery takze na kartce, parkingu, reklamowkach i gdzie popadlo.Jako lysawy brzdac wprowadzala w oslupienie turystow na wakacjach, czytajac litery na bilboardzie, gdy czekalismy na statek.Wszystko przyszlo spontanicznie, bez nacisku.Wystarczylo jej to zaprezentowac.
podobnie bylo z liczeniem, dzis potrafi policzyc paluszkiem dane obiekty,do dziesieciu wprawdzie tylko, ale to dlatego ze nigdy nie wpadlo mi do glowy by oswiecic ja o istnieniu -nascie:) Za to robi to w dwoch jezykach;)
I tak jest z wszystkim.Chyba czasem niedoceniami naszych dzieci i stad to oslupienie.
p.s. przepraszam za literowki…mam tendencje do klepania i zatwierdzania, bez wczesniejszego sprawdzania:)
Ewa Maks na 2 lata znał litery w 2 językach. Obecnie nie zna w żadnym a te co zna myli (na E mówi ‚I’)…
Także to, że dziecko 2-letnie nabyło jakąś wiedzę, to nie znaczy, że jest tam już na zawsze.
Zaś ćwiczyć mięsień należy.. 🙂
Nigdy nie twierdzilam, ze znajomosc liter robi z dziecka geniusza, bo nie robi, ale i tak bylam mile zaskoczona tym, ze jest w stanie je wszystkie odroznic i zapamietac.. Podobnie nadziwic sie nie moge, ze wystarczy zaspiewac jej piosenke trzy razy i ona ja zapamieta.(zna chyba na kazda okazje).Tu i teraz jestem z niej dumna; z tego jaka jest, jak pyta i odpowiada, a co bedzie kiedys, czas pokaze.
Ponoć dzieci do 3 r.ż. mają najlepszą pamięć.. potem z każdym rokiem po trosze ubywa.
Z tym „na zawsze”, to jest chyba tak, że kiedy się powtarza, to nie uleci. Aż dziś sprawdziłam przy kolacji, po przeczytaniu Twojego komentarza, i okazało się, że Lena dalej liczy i rozpoznaje marki 🙂 Zobaczymy, co będzie dalej 😉
…Pierwszy raz sie tu pojawiam w komentarzach, wiec co tam, moge zasmarowac nie?;) Jeszcze a propos przedstawionych przez ciebie rzeczy. Do obu, tak oslawionych, sie zbieram i pewnie nadejdzie ta chwila, ze je kupie. Z mapami ciut jeszcze poczekam (mala ma 2,5) ale stempelki czemu nie? Choc i tu niespodzianka.jakis czas temu, nie wiem kiedy i nie wiem skad, zadzwinila mnie trzymajac dlugopis juz nie w calej piastce a w dwoch paluszkach, piszac „do gory, na dol i kreska!” Wyszlo jej calkiem przyzwoite „A” (ale tego nie praktykujemy i na razie zaobserwowalam „A” , „O” oraz „I”)
Bardzo się cieszę, że do nas wpadłaś 🙂 I od razu podpowiedź – może dla Kuby znajdę takie puzzle i jeszcze będzie lepszy od Leny? Zacznie czytać szybciej niż mówić… Drugie dzieci zawsze mają „z górki” 😉 Podziel się linkiem, jeśli możesz. Lena też liczy, po angielsku do dziesięciu, po polsku dwudziestu, choć czasem się myli przy piętnastu – trzynastu. A samo naście przyszło szybko – na spacerach, w numerach domów. Co jeszcze ciekawsze, w ostatnim wydaniu, National Geographic obchodzi 125-lecie i liczba na tyle często się powtarza, że Lenka zapytała, co to 🙂 Znowu Dziadka zatkało, tym razem drugiego: „zobacz, Dziadziusiu, tu jest sto dwadzieścia pięć, i tu… i tu” 🙂
Ja się boję długopisu 🙁 Ufam Lenie, że nic nie obsmaruje, ale wolę dmuchać na zimne i nie zostawiam na wierzchu. A i z kredkami musimy ostrożnie, ze względu na Kubę, który wszystko wkłada do buzi i zadowolony z tym spaceruje. Dlatego kredki tylko o określonej porze, kiedy Kuba śpi, albo bawi się w kojcu. To drugie niestety (?) zdarza się coraz rzadziej.
A „Mapy” kup na razie dla siebie! Nie pożałujesz 🙂
Pozdrawiam!
No pewnie, zapraszam przy okazji z wizyta do nas. Jesli chodzi o puzle to nie podsune ci linka, bo go nie ma:) To byly przypadkowo spotkane, drewniane puzle, „no name”. U nas swietnie sie sprawdzily (gdzies tam, gdzies tam mam nawet filmik).Z Kuba nie wiadomo. Pamietam, jak zachecone mamy namietnie kupowaly cos takiego dla rowiesnikow mojej malej, po czym okazalo sie, ze wiele z tych maluchow na literki nie reflektowalo.Tak tez byc moze. Jak wspolnie tu zauwazylysmy, to musi wynikac z naturalnej potrzeby. Na pewno warto przedstawic, ale nic na sile.
Mapy sprawie rzeczywiscie chocby sobie, ale to juz podczas kolejnej wizyty w kraju, bo jak widze sa spore;dziekuje za taka przesylke, warta pewnie wiecej niz sama ksiazka;)
Dlugopis jak dlugopis, mala jest bardzo ostrozna i odpukac, nie kombinuje, ale ostatnio dalam jej takie flamastry-kroliczki. Do tej pory zyla w nieswiadomosci i myslala, ze to takie zwierzatka-zabawki.Teraz juz wie i to wlasnie pod kontrola.Glowa sciaga sie dosyc ciezko i sam zamach przy jej otwieraniu powoduje czesto kreche na ubraniu.Na szczescie wszystko spralam w 30 stopniach;)
Lena dostała od Babci takie dwustronne flamastry z Ikei, czasem nimi maluje, pisała nimi na przykład list do Mikołaja 🙂 Trzeba jednak bardzo jej pilnować, bo potrafi umazać całe rączki. Zdecydowanie wolę kredki 🙂
Tak na marginesie – mam nadzieję, że pisanie na klawiaturze wyprze długopisy. Jest dużo bardziej efektywne, szybsze, wygodniejsze. W liceum i na studiach nabawiłam się ogromnego odcisku na serdecznym palcu (tak, na serdecznym, trzymam pióro w specyficzny sposób, inaczej niż większość osób, po tacie), który do tej pory całkowicie nie zniknął. Podejrzewam, że to już jakieś zwyrodnienie. Ręka się męczy…
Jasne, podstawowa umiejętność korzystania z ołówka (znasz tę anegdotę o rosyjskich kosmonautach?) powinna pozostać, ale z kaligrafią dla mas bym nie przesadzała 😉 Taka subiektywna wycieczka.
Zapewne popełnię straszliwe faux pas, Kochana, ale co to znaczy „do nas”? Widziałam, że pojawiasz się w komentarzach na innych blogach, ale nie wiem, gdzie Cię szukać 🙁
Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że Cię nie uraziłam.
Nie, nie popelnilas ha ha.My sie troche „ukrywamy”. Zakladajac blog, myslalam bardziej o pamiatce dla nas, dla malej; o rodzinie i znajomych, no ale z czasem tych „wirtualnych” przybylo i rowniez nas odwiedzaja. Blog jest zamkniety i musze wyslac zaproszenie.Chodzi o to bym miala jakiekolwiek pojecie o tym, kto do nas zaglada. Sama lubie „podgladac” zycie innych rodzin, szczegolnie z rowiesnikami corki; a przy tym sie inspirowac. U nas jest dosyc codziennie, zwyczajnie, ale jesli tylko masz ochote to wystarczy twoj email, ktory mozesz przeslac na ewaa81@gmail.com
Uff… 🙂 Już piszę maila! 🙂
Cudnie! Pamiętam jak mój syn (teraz już dorosły) „przeczytał” z wózka napis nad sklepową półką, z fajnym akcentem i ogromny uśmiechem: „mljeko”. A mówił wtedy tylko mama i baba. Myślałam, że pęknę z dumy! Potem się okazało, że kojarzy napis z kartonu 🙂 Tak to jest z tymi naszymi dziećmi, że lubią nas zaskakiwać. Warto w tym wieku podsuwać jak najwięcej, ale znam też takich rodzicow co przesadzają i dosłownie wbijają do głowy. To może przynieść odwrotny efekt!
Gratuluję cudownych dzieciaczków i pięknego bloga! Serdecznie pozdrawiam,
Irena
Tak się jeszcze zastanawiam… czy te literki nadawałyby się do odciśnięcia np. w ciastkach? Dużo piekę i ostatnio bardzo mi się podobają ciasteczka z imionami. Już miałam nawet zamawiać pieczątki w takim zakładzie, który zajmuje się produkcją stempli 🙂
Owszem, zdarzają się rodzice, którzy przesadzają. Ale są i tacy, którzy straszliwie infantylizują swoje pociechy. Jeszcze inni nie mają czasu albo ochoty choć odrobinę się zaangażować. Jeśli dziecko po raz dwudziesty na pytanie „co to?” słyszy odpowiedź „nic” albo „potem”, może już więcej nie zapytać. Bardzo mnie boli, kiedy widzę takich rodziców i już chyba wolę tych pierwszych… 😉
Co do stempelków i ciastek to nie mogę powiedzieć, bo sama piekę sporadycznie i jeszcze nie miałam okazji spróbować. Ale myślę, że dadzą radę 😉
Bardzo dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!
genialne zdjęcia ;))
Dziękuję!
Piękne zdjęcia!!! Czy robicie Canonem? Lena jest bardzo fotogeniczna, i te małe rączki;) Stempelki już dawno mnie zauroczyły:) podobnie książka, ale tak jak Ewa muszę chyba jeszcze poczekać:)
Nie, Nikonem 🙂 Lenka jest śliczna także na żywo! Zapewniam 😉 Tak jak i Ewa, kup dla siebie! 🙂
Myślę, że to tylko my myślimy o takich rzeczach w kategoriach „wtłaczania wiedzy”. Dzieci są po prostu ciekawe i chłonne.
Jeśli nie będziemy w nich tego tłumić, to połowa sukcesu nasza.
Druga połowa jest już tylko ich:)
Przepiękne zdjęcia prześlicznych dzieci (że o tych rozkosznych małych łapkach z dołeczkami nie wspomnę)!
Pozdrawiam.
Ja tak nigdy nie myślałam, dopóki tego gdzieś nie usłyszałam. Pamiętam, że strasznie to mnie wzburzyło. Pewnie! Niech siedzą w piaskownicy całymi dniami i klepią babki. Grrr… a potem nie mogą zdać matury!
Bardzo dziękuję, dołeczki rano wycałuję 😉
Brawo! Lenka bije mnie na glowe- bo ja nie potrafie odroznic zadnych marek samochodow. Rozpoznaje tylko swoje auto i mojej siostry 😛
Te stempelki tez mamy! Ale u nas jakos szal minal. Moze jeszcze wroci?
W te wakacje Lenka uczyła marek Babcię 🙂 Niezły miałam ubaw! Na pewno rozpoznajesz kolor i wiesz, jaki Ci się podoba. To już coś!
Szał wróci na pewno, kiedy zacznie pisać Walentynki…
jako kilkulatka dostałam taki wielki atlas swiata, bardzo podobnie ilustrowany, tylko format wiekszy, z dziurkami do powieszenia na ścianę;) atlas obszedł spadkowo wszystkie dzieci w rodzinie i troche posklejany wrócił do mojego synka:) rewelacja! autkami da się po nim jeździć! w czasie oczekiwania na podróż do taty, autkami jeżdziliśmy do Kanady:) teraz niestety został u Babci…stempelki wyglądają tak pięknie, że sama chciałabym je mieć:) a dzieci jeśli nie są do nieczego zmuszane a same chcą, to krzywdę byśmy im zrobili nie ucząć, nie pokazując itp….
Mnie się tak właśnie zdaje, że Mapy będą książką na lata. Choć Kuba się ostatnio nimi zajął i ciut je nadwerężył… tylko odrobinkę 😉
Zgadzam się! Pozdrawiam!
kurcze, chyba kupię tę książkę dla siebie po prostu 🙂 albo zażyczę sobie jako prezent na 24 urodziny 😀
Zdecydowanie polecam! 🙂 Lepsza niż Wikipedia! 😉
dopiero od niedawna wpadłam na Wasz blog i nie wiem, czy Lenka chodzi już do przedszkola, bo wiesz moje przekonanie o geniuszu mojego dziecka, od października 3 letniego, zostało tam boleśnie zweryfikowane. moja córcia też zna literki, ba trochę zaczyna pisać, własne imię, mama, czyta sylaby, dzieli wyrazy na sylaby, wszystko też wyszło spontanicznie i bez mojego przymuszania. pękałam z dumy. do czasu gdy przeczystałam po raz pierwszy arkusz obserwacji przedszkolaka – a tu wszędzie oceniono ją nie na poziomie „przeciętny” tylko niski stopień rozwoju cechy”. po moich pytaniach o co chodzi okazało się, że to dlatego, że zdaniem Pani brzydko rysuje kredkami – przez co należy rozumieć „wykraczanie poza linie”. nic innego Pani nie interesuje, ani znajomość liter – bo t odpiero materiał zerówki, ani pisanie, ani malowanie farbami, które moja nircierpliwa pociecha lubi znacznie bardziej niż żmudne kolorowanie. co więcej – w przedszkolu nie uświadczysz żadnej zabawki z literami – ani puzli literkowych, ani tablicy magnetycznej, nic a nic. i to moje biedne dziecko, wychowywane n atakich zabawkach twierdzi w domu, że w przedszkolu zabaki są nudne 🙂 a na koniec podam jeszcze najpotężniejszy zarzut pani pod jej adresem – choć wiedziała że żaba jest zielona, nie chciała jej w taki sposób pokolorować, tylko wybrała tęczowe barwy, tłumacząc, że jej żaba wypiła kolorowy napój. eh, ten nasz sytem edukacji. czy macie jakieś spostrzeżenia w tej dziedzinie??? pzdr
Tak. Mój najmądrzejszy syn który na 2 lata nał wszytko co 2-latek może- pierdyliard piosenek, wirszy, litery, cyfry w 2 językach..
Na 3 lata już państwa, układ słoneczny.. Z angielskiego najlepszy, z rytmiki najlepszy i cooo.. d*pa. Rysuje jak po paraliżu a to najważniejsze przeca w p-kolu. W 5-latkach szlaczki a on te szlaczki jak picasso maluje. Cóż począć, będzie szalonym naukowcem, a XXI wiek jest- lapy i ipady, więc da radę 😉
A Mak chodzi do przedszkola? Jeśli tak, od kiedy? Ja się boję, że zgłupieje moje dziecko w przedszkolu, ona jest bardzo podatna na wpływy 🙂 albo tylko mi się tak wydaje.
Pozdrawiam Was, kupcie „Mapy”! 😀
Teraz nie chodzi (od listopada). Zrobiłam mu roczne wakacje. Ale do p-kola chodził rok i do klubu malucha ponad rok.
Ogólnie (odpowiadając na to co wyżej) jest tak, że nowa umiejętność ‚spcha’ starą i jak codziennie nie powtórzycie całości wiedzy, to coś jednak umknie. Ja bym serio się odczepiła od literek (szczególnie, że nie wiem jak uczysz.. ale pewnie wiesz, że nie można uczyć „m- em, tylko my” albo „z- zet, tylko zy”), bo można narobić tylko szkód. Najlepsze są pamięciówki i „dziedzinówki” :). Pamięciówki to wiersze, piosenki, dykcja. A „dziecinówki” to skupienie się na poznawaniu czegoś- np. map. Maks na 3 lata miał fazę na grzyby (znał pierdyliard gatunków), zioła (jw), wulkany (na 3,5 roku znał nazwy, państwa i daty wybuchów O_o), dinozaury- nazwy, planety (układ słoneczny), zwierzęta (jak miał 2,5 roku znał wszystkie walenie, a jak mówiła „aligator” to on np. wiedział, że to nie aligator tylko kajman O_o). Ogólnie często się zastanawiałam, czy z nim wszytko ok, przez jego wiedzę, więc nie.. ja tam niczego nie uczę i już nawet nie ‚pomagam’. Kilka razy zastanawiałam się nad autyzmem raczej 😛 .. ale innych objawów brak.
Obecnie w liczeniu jest świetny. Dodaje w pamięci w obrębie 20, dziesiątkami do 100 (a może i więcej). Nie zna liter tak dobrze jak na 2 lata (mam filmik jak bawimy się puzzlami które dostał tego właśnie dnia i mój tata każe się Makowi odwrócić, zabiera jakąś literkę na planszy a on mówi jaka to literka i .. kolor. zapamiętał sekwencje kolorów widząc coś 10 x) ale ma na nie fazę i teraz podszedł do kompa i spytał się, czy pobawimy się w pisanie wrazów. Choć nadal woli oglądać National Geographic (wulkany, tornada) niż bajkę.
Datego ja staram się po tym wszystkim skupiać właśnie na rysowaniu, malowaniu, zabawie, szaleństwach, sporcie..
I pewnie to ja testem tą matką któa mówi, żeby ‚nie wtłaczać wiedzy’ ;).. ale to dlatego, że mam właśnie taki przypadek 😉
Nie rozumiem do konca dramatyzowanie tych nieszczesnych literek? (swoja droga u nas jest wlasnie „by” , „my”) Jak wspominalam corke w pewnym momencie same zainteresowaly i przechodzi nimi fascynacje lekka. Nie mam zamiaru udawac ze nie istnieja, tylko dlatego ze o wiele praktyczniejsze bylyby obecnie szlaczki.
Moja siostra czytala plynnie w wieku 4 lat i tak czyta z przyjemnoscia do dzis; ma tez „lekkie pioro”.Nie wydaje mi sie by zostala skrzywdzona przez wczesne zapoznanie jej z literami.
Krzywde to zrobilabym jej sadzajac caly dzien przed tv z paczka chipsow, mysle.
Tylko sie cieszyc kiedy nasze dziecko wykazuje chec nauki i poznawania nowych rzeczy,a nie szukac za tym chorob;)
Moze byc odwrotnie. Znalam chlopca ktory w naprawde mlodym wieku zaskakiwal swoja wiedza historyczna. To co ja w podstawowce misialam wkuwac, on znal spiewajaco i opowiadal o tym z fascynacja. Niestety mieszkal na wsi, u rodziny dla ktorej bardziej liczylo sie jak robi w polu…Skutecznie wybili mu z glowy te jego zapedy
Nie sądzę, żeby Lena zapomniała literek na tym etapie, na którym jest teraz. Sądzę raczej, że szybko nauczy się czytać i pisać, jak siostra Ewy i… mamusia 😉 co bardzo mnie cieszy. Myślę, że najważniejsze są, jak we wszystkim zresztą, umiar i zdrowy rozsądek.
Idziemy się szykować na sanki! Miłej niedzieli!
Witam! 🙂 Kiedy zaczęłam czytać Twój komentarz, nieco się przeraziłam. Myślałam, że wszystkie dzieci w tym wieku znają litery i liczą! 🙂 O, naiwności! Z każdym zdaniem jednak uśmiechałam się coraz szerzej do siebie. Nie, Lenka nie chodzi do przedszkola, 3 lata kończy w lutym, a takie komentarze jak Twój sprawiają, że poważnie myślę o nauczaniu w domu! A tak serio – to jest okropne: wiem, że ludzi, którzy uczą dzieci powinno się szanować i ten szacunek pociechom wpoić. Ale jak to zrobić, kiedy to jest takie trudne!? Znam kilku nauczycieli i kilka przedszkolanek i cholera jasna mnie trafia na zdecydowaną większość. Moje zdanie na temat systemu edukacji można by wyrazić najlepiej jakimś niewyszukanym przekleństwem. Swego czasu rozważałam nawet założenie szkoły społecznej, a z Twórcą i jego siostrą wciąż toczę dysputy, bo choćbym sobie miała żyły wypruć, chciałabym do takiej właśnie szkoły dzieci wysłać. Tylko czy to da mi gwarancję wyższego poziomu, tolerancji, rozwoju? Kiedy matura taka sama dla wszystkich…?
O gimnazjach pisać nie chcę, bo wciąż mam nadzieję, że do czasu, aż będzie to moich pociech dotyczyło, wróci stare.
Nasz system to temat rzeka, na oddzielny post. Waham się ostatnio z tym przedszkolem ze względu na socjalizację, myślałam raczej o jakimś klubie na kilka godzin, ale mam jeszcze czas 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
dziękuję za odpowiedź, to bardzo ważny temat do dyskusji. ja sama chodziłam do przedszkola od 2 lat i z rzewnością wspominam to miejsce. jednak przedszkole mojej córci różni się od niego diametralnie!!! zero ciepła i zrozumienia – ogromne wymagania co do dyscypliny. już drugiego dnia nauki Pani zwróciła mi uwagę ( o zgrozo przy moim zapłakanym dziecku ), że ona „przeszkadza dzieciom i w ogóle się nie słucha”. po czym rozwinęła temat, iż chodzi o to, że Nataszka wierci się na dywanie i „Mówi do siebie”. owszem dziecko moje mówi do siebie, gdyż wcześnie i bardzo ładnie zaczeła mówić i ma taki zwyczaj, że artykułuje swoje myśli i w czasie zabawy wymyśla rozmaite dialogi sobie i zabawkom. ehhh czasem sobie myślę, że my rodzice tak zachłyśnięci naszymi pociechami, ich indywidualnością i osobowością, pracujący nad nimi i rozwijający robimy im trochę krzywdę, bo widzisz kochana, ja też myślę o przepisaniu córki do prywatnego przedszkola a potem o szkole społecznej, ale jak długo zdołam ją chronić?? obecnie małą nadal uczęszcza do publicznego, ale bardzo się zmieniła, w szczególności co mnie bardzo dziwi zraziła się do dzieci… czy wychowując jednostkę o charakterze indywidualisty nie skazujemy jej na wyobcowanie? cieszę się jednak że są tacy rodzice jak Wy, szkoda tylko że nie mam takich w sąsiedztwie…gorąco pozdrawiam, będę do was często zaglądac bo sama też mam taką dwójeczkę, Nataszka ma 3 lata a Nikodem 5 miesięcy, warto podpatrzeć perypetie innego rodzeństwa to mocno pouczające.
A to smutne.Gdzie ta kobieta sie edukowala? Myslalam,ze kazde dziecko „mowi do siebie”? Moje obudzone wlasnie dziecko, nawija juz od jakiegos czasu,a ja zanim ja wyciagne,lubie troche podsluchac.To samo przed zasnieciem czy w ciagu zabawy.
Przykre to doswiadczenia i po tego typu uwagach, chyba powaznie zastanawialabym sie nad zmiana przedszkola. W prywatnych tez roznie z tym bywa; najwazniejsze to trafic na wlasciwych ludzi. Moja siostra pracuje w przedszkolu; podziwiam ja za podejscie do dzieci a ich reakcja na nia jest najlepsza ocena tej jej pracy.
Moje dziecko chodzi do przedszkola dwa razy w tygodniu, ale na szczescie moje doswiadczenia roznia sie od tych, ktore tu opisujecie. Ciesze sie ze ona uczeszcza, sama zreszta chodzi z przyjnoscia. Nigdy nie mielismy z tym problemow. Szkoly tez nastawione sa u nas glownie na te indywidualnosc; jak bedzie zobaczymy za 1,5 roku. (u nas obowiazek od 4 roku).Troche mnie to przeraza, ale wierze ze bedzie dobrze.
Rozumiem, że mieszkacie w Holandii…? Lena też nawija jak opętana, czasem mam ochotę włożyć do uszu stopery 🙂
Od września chciałam ją wysłać do przedszkola na parę godzin tygodniowo, zastanawiam się jednak czy to dobry pomysł. Jako dziecko „dochodzące” mogłaby się poczuć odtrącona przez grupę, która spędza razem całe dni. Twój komentarz trochę rozwiał moje wątpliwości, ale może u Was to jest powszechny zwyczaj, te parę godzin, i większość dzieci jest „dochodząca”? A kiedy pomyślę o szukaniu przedszkola…
Mam wrażenie, że obecny system edukacji jest mistrzem w tłumieniu indywidualności. Z tym wyobcowaniem to może być różnie. Ja osobiście mam bardzo urozmaicone doświadczenia z przedszkola (raz na przykład dostałam od przedszkolanki płaską ręką w ucho tak mocno, że bolało mnie przez długi czas), ale raczej pozytywne (o dziwo!), bo bardzo lubiłam towarzystwo. Po czasie widzę jednak, że przedszkole potrafi uwstecznić. Jedyne, co pamiętam, to tańczenie krakowiaka, zabawę w króla ciszy i „chodzi lisek koło drogi”, no, i szlaczki. Smutne, ale prawdziwe. Twórca z kolei nie chodził do przedszkola, bo po dwóch dniach stwierdził kategorycznie, że więcej nie idzie. A że jego mama i tak była w domu z młodszą siostrą, przystała na to bez sprzeciwu. Na ile jest to skutkiem tej decyzji, nie wiem, ale mój kochany mąż do tej pory musi zawsze postawić na swoim, nie ma zbyt wielu znajomych, jest typowym indywidualistą, ale jednocześnie jest najbardziej Twórczą i najmądrzejszą osobą, jaką znam. Do tego jest mega czuły. Coś za coś 🙂
A dzięki temu, że mamy tak różne doświadczenia, spieramy się nieraz na temat wychowania dzieci, ale mam wrażenie, że wyjdzie im to tylko na dobre. Pozdrawiam serdecznie i bardzo się cieszę, że zyskałam nową czytelniczkę!
Tak. U nas dosyc popularne jest prowadzanie dzieci wlasnie na dwa, trzy dni w tygodniu. Sa maluszki uczeszczajace tylko po kilka godzin w tygodniu. Mala chodzi tez najczesciej raz w tygodniu na „tance”,takie zajecia rytmiczne.Nigdy nie zaobserwowalam niczego niepokojacego.
Kiedy opisywalas meza,zobaczylam w tym opisie troche swoich cech (pomijajac te o madrosci; nie mnie oceniac). Cechy z ktorych noekoniecznie dumna jestem. Mysle ze wolalabym by corka byla bardziej otwarta i spoleczna ha ha, niz ja. Nie wiem czy to „wina” braku przedszkola. Jak jest, pokaze czas. Na pewno niemale znaczenie ma to w jaki sposob wychowujemy dzieci, ale mnie przekonuja tez badania na temat zachowan w grupie i o wplywu na nie od wczesnych lat dzieciecych.
Właśnie tak chciałam rozpocząć swój komentarz. I dodać kilka zdań, które już się pojawiły, jak np. to o nauczaniu w domu. Moje dzieci nie chodzą do przedszkola i nie będą. Niestety obowiązkowa jest zerówka i już nad tym ubolewam. Nie twierdzę, że przedszkole jest do szpiku złe, wszystko to oczywiście ,,zależy od…’. Ale dla mnie tych zależności jest po prostu za dużo, a moje dzieci to nie króliki doświadczalne, żebym eksperymentowała z kolejnymi placówkami i ludźmi, którzy mają wpływ na Ich wychowanie. Uważam też, że skoro sami oczekujemy indywidualnego podejścia do naszych dzieci, powinniśmy myśleć o Nich właśnie w ten sposób. Ja zewsząd słyszę, że przecież ,,każde” dziecko chodzi do przedszkola. A moje dziecko nie jest ,,każdym”. Wszystkie dzieci mają jakieś predyspozycje, cechy osobowości i obserwując je powinniśmy zdecydować co będzie dla nich najlepsze. My zdecydowaliśmy , że chcemy wychowywać córki w prawdziwym, a nie sztucznie wykreowanym środowisku. Mają kontakt z rówieśnikami, ale też z ludźmi starszymi. Chodzą w wiele ciekawych miejsc, obserwują i uczą się zasad życia w społeczeństwie, a nie tylko środowisku przedszkolaków. Na chwilę obecną nie widzę w tym żadnych wad, wręcz przeciwnie:) A przedszkole niestety oznacza dla mnie równanie w dół, emocjonalne i edukacyjne. Jezu. Swoją drogą gdybym miała stworzyć taki post musiałabym go nieźle ocenzurować, tak bardzo jestem negatywnie nastawiona do naszego systemu edukacji:/ Pozdrawiam ciepło!
Tak, chyba rzeczywiście najgorsze jest równanie w dół… do tego kult przeciętności. Ja jeszcze nie zdecydowałam na 100%, głównie ze względu na socjalizację. Przecież prędzej czy później zetknie się z „ogółem”, a może lepiej nie wtedy, kiedy wycofanie się będzie zbyt traumatyczne…?
widzę, że rozpętała się prawdziwa dyskusja. nasze plany przedszkolne często weryfukuje życie. moja córeczka zaczęła począwszy od października bardzo chorowac i do tej pory więcej czasu spędziła w domu niż w przedszkolu. dodatkowo okazało się już we wrześniu, że ona właśnie może zostać jedynie kilka godzin dziennie i być odbierana po obiadku, gdyż kondyzyjnie nie wytrzymuje pobytu w późniejszej porze. raz gdy odebrałam ją po gimnastyce korekcyjnej o 14:30 miała tak podkrążone oczy, że myślałam że ktoś ją uderzył i to jest siniec. poza tym mała ciężko znosi fakt, że ona musi z domu wyjść podczas gdy młodszy braciszek zostaje z mamą – chyba to częste problemy u dzieci – kilka moich koleżanek też tak ma. obecnie obrałam taką taktykę, że do niczego jej nie zmuszam – pytam czy chce iść, motywuję wyjaśniając jakie będą danego dnia zajęcia, daje to dobre rezultaty. reasumując, sama zobaczysz co będzie odpowiednie dla twojej Leny, trudno to z góry zaplanować. Ale ręce opadają jeśli chodzi o nauczycielskie kompetencje. właśnie wróciłam z pierszego publicznego występu nataszki, wykonywała wraz z dziećmi piosenkę o krasnoludkach na WOŚP. dzieci miały przygotowane przez przedszkole kostiumy. wyobraźcie sobie że jednej z dziewczynek nie przekazano kostiumu, dziecko nie rozumiało czemu nie wygląda tak jak pozostałe dzieci. dobrze że miałyśmy zapasową czerwoną spódniczke i się podzieliłyśmy. przecież dla takiego maluszka taka drobnostka potrafi wywołac prawdziwą traumę. szkoda że nikt o tym nie pamięta i nie pilnuje. pzdr raz jeszcze
Jasne, że trudno zaplanować! Na razie wolę o tym nie myśleć i cieszyć się tym, co mamy 🙂 Na wiosnę planuję jakieś zajęcia w grupie i wtedy będę miała więcej danych!
rany! zagłębiłam się w komentarzach i zbieram szczękę z podłogi… serio? oceniają dziecko po rysowaniu? jak ja nic o świecie nie wiem! a od września przedszkole i wyjdzie „przeciętność” mojej córki ;D dobrze wiedzieć!
Mapy? zamówione – już do nas lecą, fruną 😉 a pieczątki – bomba! zresztą, to mój ulubiony sklep, większość asortymentu bym wykupiła 🙂
nie Olga. nie chodzi o rysowanie, bo tego nie biorą pod uwagę – moja córeczka rysuje całkiem fajnie – postać (najchętniej mamuńkę :)) , kwiaty, słoneczko. ona tylko kiepsko koloruje kredkami – bowiem wykracza poza linię, wynika to u niej – moim skromnym i nieobiektywnym zdaniem – z niecierpliwości i niedokładności – cech które pewnikiem odziedziczyła po mnie, ale w karcie oceny stworzonej chyba uniwersalnie przez kuratorium bądź ministerstwo, bo wiem że istnieje we wszystkich przedszkolach w naszym regionie – właśnie to jest brane pod uwagę. mnie boli już nawet nie to, że nie ma rubryki znajomość nieszczęsnych liter, ale choćby kreatywność, wyobraźnia, zasób słownictwa, muzykalność … swoją drogą kochani rodzice, w tym autorzy tego bloga, może zamiast decydować się na wychowanie domowe zrobić coś, co mogłoby zmienić ten chory system, w końcu żyjemy podobno w kraju w którym społeczeństwo ma możliwość oddziaływania na rzeczywistość, tylko ja nie wiem co to mogłoby być, może jakaś obywatelska inicjatywa o zmianie ustawy o wychowaniu przedszkolnym, potrzebne by były tysiące podpisów, ale może …. tak się rozmarzyłam. na koniec przeprzaszam szanownych rodziców Leny i Kuby za te moje przydługawe wywowdy, ale jest to temat który niesamowicie mnie bulwersuje i porusza, zdarza się że po nocach nie sypiam myśląc o tej mojej pociesze i jej zmaganiu z „systemem”: całuję
Trafiła nam się idealistka! Ja też kiedyś byłam, nawet chciałam zostać minister edukacji… podzieliłabym dzieci na bardziej i mniej zdolne~(jak tak można, przecież to faszyzm!), nie dawałabym matury za darmo (a gdzie równe szanse dla każdego?!) Utopijne zapędy, a rzeczywistość skrzeczy.
A przepraszanie to sobie, Kochana, wybij z głowy! Pisz pisz, co Ci na żołądku leży! Strasznie się cieszę, że mam takie czytelniczki, które mają coś do powiedzenia 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Mapy w takim razie musimy kupić, bo nie jesteś pierwszą, która chwali tą książkę 🙂
Brawo dla Lenki – mądra dziewczynka :)))
Ja uwielbiam porównywać umiejętności mojego malucha z innymi widzę wtedy jak różne są dzieci, jak bardzo chłopcy różnią się od dziewczynek, często takie rozmowy są dla mnie wskazówką 🙂 Druga sprawa, to to, że każdy chyba lubi się chwalić swoim dzieckiem :))) U nas alfabet to tylko kilka pierwszych liter, dalej nie wchodzi, a już podanie przykładu „A jak…?” to jak nauka chińskiego 🙂 Przeważnie słyszę „B jak… samochód!” 😀 Marki samochodów – Tymek jest w tym mistrzem 🙂 Nawet po małym kawałku samochodu – przodzie, Tyle, kole, itd wie jakie to auto, ja nie wiem a on wie 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Czy wiecie gdzie znale
Stempelki są naprawdę śliczne! Właśnie kupiłam mojemu synowi troszkę większy zestaw (dodatkowo małe litery oraz cyfry) – bardzo dziękuję za pokazanie sklepu Scandi Loft, wydałam tam teraz ponad 150zł 😉
Ale moje zafascynowane lierami i liczbami dziecko będzie na pewno zachwycone!
Pozdrawiamy z Krakowa 🙂
Witam 🙂 Weszłam na Twojego bloga przez czysty przypadek! I na pierwszy rzut oka jestem zachwycona zdjęciami! super! Napewno do tego przyczynia się sprzęt… ale nie tylko 😉
Po drugie czytając ten wpis,,, tak nagle ogarneła mnie nadzieja, że można mieć dwójkę dzieci w bardzo małej odległości wiekowej od siebie! 🙂
Zabawki niesamowite! I to jak dziecko chłonie wiedze coś niesamowitego!
Pozdrawiam… mam nadzieje, że jeszcze nie raz tutaj zajrzę!
Buzia dla LEnki i Kuby 🙂
Iza, mama Zuzi 🙂