Na samiuteńkim początku mojego blogowania obiecałam sobie nie nawiązywać we wpisach do aktualnych wydarzeń w kraju i na świecie, bynajmniej nie dlatego, że mnie one nie interesują. Założyłam, że nasze miejsce w internecie będzie możliwie jak najbardziej NASZE i możliwie jak najbardziej oderwane od tego, co serwują nam środki masowego przekazu. Chciałam, aby głównym tematem było beztroskie dzieciństwo, które staram się zapewnić moim latoroślom, a w nim nie było miejsca na ekscytowanie się niusami, choćby i łamiącymi.
Szybko okazało się, że emocjonalny ekshibicjonizm nie pozwala mi na pozostanie całkowicie w cieniu Leny i Kuby, zaczęłam więc przelewać na klawiaturę moje macierzyńskie refleksje i rozterki, a wirtualne światło dzienne, wbrew pierwotnym założeniom, ujrzał mój wizerunek. Zrobiło się osobiście i tak zostało. Rok 2013 nie był w naszej rodzinie wolny od trosk, więc na pewnym etapie próżno było szukać na blogu postów rozentuzjazmowanych czy euforycznych, zwłaszcza że z natury jestem raczej sceptykiem i pesymistką. Wszystko zmieniły okoliczności wokół tego wpisu, który wypłynął z głębi mojego zatrwożonego serca. To, co się wówczas działo, wstrząsnęło mną mocniej, niż mogłam przypuszczać, i uświadomiło mi, co jest dla mnie najważniejsze. Zaczęłam jeszcze mocniej doceniać to, co mam. Ukierunkowałam energię. Zmieniłam się jako matka i jako kobieta, zmieniłam się jako człowiek, więc zmienił się także blog, który stał się (być może) nudny i przewidywalny, (być może) przesłodzony, ale wciąż zgodny z moim stanem ducha. Przynajmniej w przeważającej części miesiąca ;)
Po tym przydługim wstępie przejdę do rzeczy.
Na samiuteńkim początku mojego blogowania obiecałam sobie nie nawiązywać we wpisach do aktualnych wydarzeń w kraju i na świecie. Niestety informacje, które przez ostatnich kilka dni bombardują mnie z głośników, ekranów i pierwszych stron gazet powodują, że cierpię na kompletny brak weny w tematach "okołodzieciowych" (parentingowych? - nie znoszę tego słowa!). Tym bardziej cierpię, im mocniejsze mam wrażenie, że wszystko, co tyczy się dzieci w wieku Leny i Kuby, już gdzieś napisałam lub powiedziałam. A bardzo nie lubię się powtarzać.
Przy okazji afery podsłuchowej przypomniałam sobie jednak, że jest coś, czym nie miałam okazji się z Wami podzielić. Coś, co wydarzyło się niedługo po narodzinach Lenki. Kupiliśmy wtedy nową kamerę i Rafałowi zdarzyło się nagrać mnie, kiedy nie miałam o tym pojęcia. Był wieczór, Młoda właśnie zasnęła, ja byłam zmęczona i zmywałam naczynia, za czym, o dziwo, niespecjalnie przepadam. Mój ukochany mąż sympatycznie mnie zagadywał, ja mało sympatycznie odpowiadałam. Najwyraźniej byłam wściekła, że on się "bawi", a ja... cóż. Kiedy kilka dni później zobaczyłam ten filmik, nie polubiłam siebie. Byłam zgorzkniałą, wredną małpą, nie inaczej. Widzieliśmy to tylko my dwoje, a i tak czułam się z tym fatalnie. Od tamtej pory często łapię się na myśli "a co by było, gdyby ktoś mnie teraz nagrywał?" i... prostuję się. Prostuję się dosłownie i w przenośni. Okej, może nie zawsze się prostuję, ale zawsze się staram.
Pamiętacie skandal wokół niań nagrywanych przez rodziców? Kamery ukryte w misiach i szokujące filmiki? Czy my, rodzice, nie powinniśmy zacząć od rejestrowania siebie? Jak bardzo różniłoby się nasze zachowanie, także, a może przede wszystkim, to wobec naszych dzieci, gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy obserwowani albo, o zgrozo, nagrywani? Jakimi rodzicami bylibyśmy, mając świadomość permanentnej inwigilacji? Czy Wielki Brat byłby pod wrażeniem?
Lena:
bluza - C&A (sale)
koszulka - Mango Kids (boys)
spódniczka - Kids on the Moon
buty - Zara Kids
Kuba:
sweterek - H&M (SS 2013)
koszulka - ReKids (sale)
spodnie - ReKids (SS 2013)
Hmm, nie wiem, jak bym się zachowywała, gdyby mnie nagrywano, nie wiem, czy inaczej.
Ale moja droga, nie przejmuj się za bardzo, każdy ma gorsze dni 🙂 I to jest zupełnie normalne 🙂
Uwielbiam Waszego bloga od chwili, gdy tu pierwszy raz zajrzałam. Próbowałam ostatnio komuś wytłumaczyć, dlaczego jest tu tak wyjątkowo. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, które dokładnie by to wyraziły. Teraz już wiem! Nie walczycie („po trupach”) o popularność, stronice od afer i konfliktów (tak ostatnio lubianych na innych blogach) i co najważniejsze – mam wrażenie, że jesteście przykładem rodziny, która jest nie tylko piękna na „obrazkach”, ale i w realu. Nie poznałam jeszcze tak mądrego, (na swój sposób) dojrzałego, a zarazem szczęśliwego dziecka jak Lenka. Kocham Jej teksty! Zawsze opowiadam o nich mężowi. Mamy ubaw 🙂 prosimy o więcej! Kubuś też jest przecudowny! Jestem z Wami od okołu 6mscy i być może coś mnie ominęło (poszperam),ale bardzo chciałabym poznać Waszą receptę na sukces w relacjach rodzic-dziecko (wiem jak ważna jest rozmowa!) i w sumie dowiedzieć się co nieco o zabawach, edukacji (książki, bajki, programy?), Waszych pomysłach na weekend (gdy cała rodzinka jest razem)? a może coś o ciąży? właśnie jestem na początku swojej drogi 🙂 Pozdrawiam Was gorąco i czekam na kolejny wpis 🙂
Rety! Dziękuję! 🙂
A ja – chociaż nigdy nie byłam nagrywana bez mojej wiedzy (a przynajmniej mam taką nadzieję! ;)) często wyobrażam sobie, że kamera jest włączona, ktoś mnie obserwuje. Mam tak od kiedy urodziłam dziecko. Nie wiem dlaczego. Potrzebuję chyba tej mobilizacji, żeby być najlepszą z możliwych mam, żeby nie wyjść z domu, kiedy dziecko płacze, żeby znaleźć w sobie spokój i opanować własne nerwy. Pomaga mi to. Choć może to trochę paranoja, bo nikt przecież nie jest idealny i każdemu, nawet najlepszej mamie, zdarzają się słabsze dni?
Bardzo mądry tekst, dzięki! Dałaś mi do myślenia
Nie uwierzę, jeśli ktoś powie, że zachowywałby się dokładnie tak samo, przez cały czas. Też łapię się na myśli, że ktoś mnie obserwuje i wiem, kto to jest… Misia 🙂 Ale nagrywanie…
Dzięki, że jesteście! 🙂
Myślałam o tym. Uświadomiłam sobie ze zgrozą, że jestem lepszą wersją matki, tam gdzie mnie ktoś obserwuje. A Zołzina? przecież to mój najwnikliwszy obserwator – muszę o tym pamiętać
Od kiedy zaczęłam pracę (lat 17) w każdym miejscu, w którym mam szansę na rozwój lub jedynie zdobycie doświadczenia CODZIENNIE powtarzam sobie, że są tu kamery. Luzuję w domu. Z tyłu głowy zawsze mam kamerę.
óg
Wiem, że jesteś racjonalistką. Jeżeli nie mogę poradzić sobie z zachowaniem Michała ostatecznością jest moje surowe „Bóg na Ciebie patrzy / Bóg nie byłby z ciebie zadowolony”. Sytuacja poważna, poważne miny – informującego i informowanego. Wprawdzie to nie wielki brat, ale.. działa.
to prawda jak zdamy sobie z tego sprawe to faktycznie ustawia do pionu 🙂
Bardzo dobry wpis@!!
I te kadry ja was UWIELBIAM 🙂
Babyciuszkolandia
Nad tym samym się ostatnio zastanawiałam. A mianowicie: ilu z nas jest bez skazy, jaką minę robimy wiedząc że jesteśmy obserwowani nawet nie przez kamerę ale otoczenie. Ile osób ma wiele twarzy?
P.S. Kocham zdjęcia w zbożu! Piękne.
Też zdarzało mi się tak myśleć! Tylko najlepiej byłoby o tym sobie przypomnieć w chwilach słabości.. Bo skoro nie mam jakiegoś „magicznego pyłku”,który dodałby cierpliwości i wskazówki jakby tu się zachować, żeby w kolejnej „jednej chwili” nie zdeptać całej masy punktów na temat tego jaką napewno nie chciałabym być matką! to chociaż ta myśl, że jakbym obejrzała to jak się zachowałam wobec swojego najdroższego choć czasem tak baaardzo niegrzecznego mojego dziecka(też póki co chodzi o to starsze- 4latek! 😉 )to może bym potem nie ryczała pół nocy myśląc o tym :/
ps: komu nawet przypadkiem pojawił się gdzieś Wasz blog i z ciekawości wszedł(nawet nie czytając blogów! 😉 ) trudno będzie opuścić tak jak i mi 😉 pomimo, że znam Was dopiero od tygodnia! 😉 Pozdrawiam!