O demokracji w autokracji

Skoro już wiecie, kto jest królem naszej dżungli, czas się dowiedzieć, co się dzieje, kiedy król opuszcza swoje terytorium. Powiedzenie "kiedy kota nie ma, myszy harcują" ma zastosowanie głównie w poziomie decybeli, który wzrasta pod nieobecność wrażliwego na wysokie tony Twórcy do wartości nieznośnych dla zwykłego śmiertelnika. Ja ten hałas lubię, bo cisza (ta nieokraszona pochrapywaniem) zwykle zwiastuje kłopoty.


Generalnie na Lenę i Kubę nie mogę narzekać. W towarzystwie zarówno dorosłych, jak i dzieci zachowują się wzorowo. Kuba co prawda nie lubi, kiedy coś dzieje się nie po jego myśli i potrafi, oj, potrafi to pokazać, manifestacja niezadowolenia nie trwa jednak nigdy dłużej niż 15 sekund. Najwyraźniej dość szybko udało się naszemu lwiątku dojść do wniosku, że jeśli mama nie reaguje adekwatnie na jego histeryczne krzyki i wygibasy natychmiast, nie zareaguje wcale. Słusznie. Robię więc użytek z tego, że póki co jestem silniejsza i bardziej sprawna - nie ociągam się z niechybnym powrotem do wózka czy odebraniem synkowi niebezpiecznego przedmiotu. Staram się wówczas odwrócić jego uwagę od "nieszczęścia", które go spotyka, choć nie zawsze się to udaje. Szumnie nazywane "wychowaniem bezstresowym" pozwalanie na to, aby roczniak robił, co mu się żywnie podoba, nie jest dla mnie.

Lena natomiast dorosła już na tyle, by dostąpić zaszczytu decydowania. Nawet jeśli czasem gorzko tego żałuję, 15 minut czekając na odpowiedź, co zje na kolację lub jakiego koloru rajstopki chce założyć. Kwestie istotne pozostają moją domeną i kiedy coś postanowię, nie ma przeproś. Czasem serce mi się kraje, ale przywdziewam poker face i pozostaję nieugięta, bo widzę, że to procentuje. Tłumaczę do znudzenia, choć śliny brak i głowa boli od tej mantry. Historia powtarza się zwykle drugi raz i trzeci. Za czwartym, dziwnym zbiegiem okoliczności, Lena nie chce czekoladki przed obiadem, mówi "proszę", a nie krzyczy, kiedy czegoś chce, i sama wyciąga do mnie rączkę przed przejściem dla pieszych.

Gdybym miała podać jedno słowo-klucz do wychowywania, byłaby to "konsekwencja". Rozumiana nie jako obstawanie przy swoich racjach ślepo, sławetne "nie bo nie", ale jako wyznaczanie dziecku granic, które na pewno będzie próbowało przekraczać, a na przekraczanie których nie możemy pozostać obojętni. Samo powiedzenie "nie wolno" i patrzenie z boku, jak nasz brzdąc zjada piasek z piaskownicy czy wbiega na ścieżkę rowerową, może skończyć się tragicznie nie tylko w sensie fizycznym. Budowanie autorytetu rodzica zaczyna się od pierwszego wyegzekwowanego zakazu, a bez niego relacja jest zwyczajnie zaburzona. Bądźmy przyjaciółmi naszych dzieci, kochajmy je nad życie i dajmy im to odczuć, ale nie zapominajmy, że jako rodzice wiemy więcej o świecie i jego zasadach, przynajmniej przez następne kilka lat ;) Słyszałam swego czasu wypowiedź psycholog, która twierdziła, że właśnie przy "surowych" rodzicach dziecko czuje się bezpieczniej i, wbrew pozorom, jest szczęśliwsze. Podpisuję się pod tym nogami i rękami. Swoją drogą myślę, że w naszym domu granice postawione są dość daleko... Ale o tym pewnie jeszcze napiszę.

Na koniec krótkie sprostowanie. Po ostatnim wpisie pojawiło się kilka komentarzy i życzliwych maili, a nawet odezwał się telefon... Bardzo dziękuję wszystkim za troskę! Postanowiłam oficjalnie rozwiać wątpliwości także tych, którzy nie zapytali. Otóż związek Rodzicielki i Twórcy ma się jak najlepiej. Naprawdę nie jestem, pozwolę sobie zacytować: "trzymanym w klatce łabędziem, któremu ktoś podciął skrzydła i wmówił, że jest kurą". Zdecydowanie bliżej mi do stwierdzenia pani Bogny (przeogromnie dziękuję za komentarz), że jesteśmy "cudowną rodziną" i "ten czas jest nasz"! Mam cudownego, czułego i mądrego męża, który lubi (i umie!) podejmować w swoim życiu i we własnym domu decyzje w sprawach, które jego dotyczą. To nie oznacza, że jestem przez niego "stłamszona", "nieszczęśliwa", "nieświadoma swojej wartości". Wierzcie mi, fajnie mieć takie silne ramię, na którym można się oprzeć. Dobrze też mieć kogoś, kto przywoła do porządku, kiedy zachowuję się irracjonalnie. I super czasem nie musieć decydować ;)

Wypada mi też przeprosić, że nie odpowiadam na Wasze komentarze. Czytam wszystkie z wielką radością, dają siłę, by dalej pisać i podsuwają kolejny tematy, ale ostatnio nie wyrabiam się z odpisywaniem! Także komentujcie śmiało, każde Wasze słowo jest dla mnie na wagę złota, nawet (a może szczególnie) jeśli się ze mną nie zgadzacie i coś Wam się nie podoba!

Zdjęcia: Rodzicielka, Twórca

Lena:
chustka/szalik, legginsy - Next
marynarka, bluzka - Zara (Boys)
sweterek - F&F
Trampki - H&M

Kuba:
czapka - Kappahl
bluza - Converse
spodnie - Zezuzulla
buty - Bartek
wózek - Navington Cadet

Kilka słów na temat wózka. Reklamowany jako wózek miejski, w mieście sprawdza się świetnie. Na asfalcie i kostce prowadzi się gładko jedną ręką, a krawężniki pokonuje bezproblemowo. Hamulec działa bez zarzutu, jego mechanizm jest niezawodny. Zmiana kierunku jazdy również nie nastręcza trudności, przełożenie "fotelika" wraz z zawartością trwa kilka sekund. Zastanawiam się tylko, do jakiego wzrostu jest przewidziany nasz pojazd, bo niestety, ale kolos imieniem Kuba powoli przestaje się w nim mieścić, a brak podnóżka sprawia, że przydługie dolne kończyny zwyczajnie mu dyndają :(

12 komentarzy

  1. ewap's Gravatar ewap
    5 maja 2013 at 20:57 | Permalink

    Zgadzam sie. Wlasnie te moje granice wyznaczylam. Nie bylo latwo, ani przyjemnie, ale uznalam za konieczne. To taki wiek, gdzie co rusz bedziemy wystawiane na probe; bedziemy toczyc mniejsze lub wieksze walki sil i stawiam na swoim bynajmniej nie dlatego, zeby miec ostatnie slowo. Ah, bardzo chcialam sie rozpisac, ale jakos brak mi weny…Teraz ci tylko powiem, ze zgadzam sie ,zgadzam:)

  2. Emma's Gravatar Emma
    5 maja 2013 at 21:36 | Permalink

    Navington jest do 15kg Kochana! A ile Kubuś już ma?

  3. Hiena's Gravatar Hiena
    5 maja 2013 at 22:14 | Permalink

    Dobrze prawisz! Wyznaczamy i my granice. Ile ja juz walk stoczylam… Ze az sie boje dojrzewania mojej corki….

  4. kat-sar's Gravatar kat-sar
    5 maja 2013 at 22:37 | Permalink

    Święta prawda! I rzeczę to ja, która to konsekwencją niebywałą musi się wykazać, szczególnie przy dzieciaczku o głowę wyższym od matki swej (a kruszynką nie jestem) 😉 Znajomi mówią, że wystarczy już mój sam wzrok, a dzieci wiedzą, co czynić (a raczej – nie czynić).

  5. M&Mfashion's Gravatar M&Mfashion
    6 maja 2013 at 07:04 | Permalink

    Piękne zdjęcia.Lena jak zwykle z bezcennym urzekającym uśmiechem…:)
    Zgadzam się…konsekwencja to najlepsza metoda wychowawcza, niestety niezwykle trudna .Uczę się tej sztuki każdego dnia …z różnym skutkiem 🙁
    Miłego dnia :*

  6. mamis's Gravatar mamis
    6 maja 2013 at 07:50 | Permalink

    Konsekwencja i cierpliwość to cechy którch nieustannie uczę się będąc mamą. Choć nauczyłam się też czasem świadomie odpuszczać.

  7. KasiaK's Gravatar KasiaK
    6 maja 2013 at 08:10 | Permalink

    Piękne zdjęcia i wspaniałe dzieciaki. A mój Kuba prawie w wieku Twojego:)
    Jeśli mogę zapytać jakim sprzętem robisz zdjęcia? Właśnie planuję inwestycję i poszerzenie własnych szkieł, stąd pytanie. Pewnie już było tu wiele takich pytań wiec wybacz jeśli się powtarzam. Pozdrawiam serdecznie. Kasia mama Kuby lat 1.

  8. KasiaK's Gravatar KasiaK
    6 maja 2013 at 08:12 | Permalink

    A jeszcze chciałam napisać, ze macie szczęście mając huśtawkę dla maluchów na placu zabaw. U nas nie ma w całym mieście:(

  9. Ilcza's Gravatar Ilcza
    6 maja 2013 at 08:53 | Permalink

    Też wyznaczam granice i nawet obsikuję własne terytorium, ale szwankuje przy tym cierpliwość. Czasami brakuje łagodności. Piękny post. Powinni go przeczytać wszyscy, którzy z chęcia witają frazeologizmy typu: „bunt dwulatka”, „bunt trzylatka”, żeby jakoś wytłumaczyć przed sobą fakt, że ich dziecko jest najnormalniej w świecie rozpieszczone.

  10. ambiguity-->AMBIwalencja Stosowana's Gravatar ambiguity-->AMBIwalencja Stosowana
    6 maja 2013 at 14:14 | Permalink

    święte słowa – konsekwencja, rozsądna oczywiście 😀

  11. Patrycja's Gravatar Patrycja
    7 maja 2013 at 10:52 | Permalink

    Konsekwencja! Kobieta zmienną jest, a tu takie słowo 🙂 ale czego nie robi się w imię wychowania…
    Lena cudowna i Kuba cudowny! Mają podobne patrzałki 🙂
    Pozdrawiam!

  12. Marysia's Gravatar Marysia
    11 maja 2013 at 15:21 | Permalink

    Słodziaki!!!

Skomentuj M&Mfashion Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *