Rok 2013 to w naszej rodzinie rok strat. W wakacje, po długich zmaganiach, z nowotworem przegrał mój stryjek, niecałe dwa tygodnie temu pożegnaliśmy (nieśmiertelnego zdawałoby się) pradziadka. Obu Lenka dobrze znała, pierwszy był naszym sąsiadem, drugiego chętnie odwiedzaliśmy. W związku z tym, że od zawsze traktowaliśmy córkę, dziewczynkę wrażliwą, ale też niesamowicie mądrą i spostrzegawczą, poważnie i niczego przed nią nie ukrywaliśmy, postanowiliśmy bez ogródek powiedzieć jej o tym, co stało się z jej bliskimi. Dziadkowie umarli.
Uczestniczyliśmy wszyscy w obu pogrzebach, Kuba zdecydowanie mniej świadomie niż reszta z nas, choć nadrabiał powagą. Lena natomiast zdawała się doskonale rozumieć sens pożegnania, tego, że zawsze będzie mogła odwiedzać ich na cmentarzu czy pomyśleć o nich, ale już więcej nie zobaczy Dziadzia Stasia i Dziadzia Mirka. Właśnie. Nie zobaczy. Jako szczerze wątpiącej w życie po śmierci nie przeszła mi przez gardło żadna inna wersja. Choć być może według niektórych byłoby to bardziej wskazane czy zwyczajniej - prostsze, nie potrafiłam snuć opowieści o niebie czy aniołach. Uznałam, że śmierć jako koniec życia to jedyna uczciwa droga i reakcja Leny tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła. Do czasu.
Do pewnego chłodnego leniwego wakacyjnego poranka, kiedy Kuba dosypiał jeszcze z Babcią, a my siedziałyśmy w słońcu na werandzie z kubkami: kawy i gorącego mleka. - Mamusiu...? Ja nie chcę umrąć - padło z ust 3,5-latki. - Chcę być z Wami długo, z tobą, tatą i Kubą, bo Was przecież tak bardzo kocham... - nie powiedziała tego z niepokojem czy ze smutkiem. Nie było to jedno z miliona pytań, które zadała tego dnia. Było to twierdzenie, wypowiedziane ze świadomością, z pewnością. Jak wszystko inne, co urodzi się w tej małej mądrej główce i pada z ust przyniesione przez ślinę na język. Dla mnie znaczyło jedno: nie chcę jeszcze umrzeć, chcę żyć, jest mi dobrze, jestem szczęśliwa. Nie obyło się oczywiście bez zapewnienia z mojej strony, że będzie żyła jeszcze długo, mocy gorących uścisków i dyskretnej zmiany tematu.
Mimo wszystko, takie wyznanie powtórzone po jakimś czasie drugi raz, ostatnio przy okazji odejścia pradziadka trzeci i czwarty, nieco mnie zaniepokoiło. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełniliśmy błędu, tak bezpośrednio traktując temat. Wertowałam internet w poszukiwaniu lektur, w poszukiwaniu wskazówki. Okazało się, że część psychologów dopiero dzieci sześcioletnie uważa za na tyle świadome, aby mogły w ogóle pojąć, czym jest śmierć. Oburzyłam się, bo znam moją córkę. Ona POJĘŁA. Czy określony datą urodzenia wiek oznacza, że mam przemilczeć sprawę? Co odpowiedzieć dziecku, kiedy zapyta, gdzie jest Dziadzio?
Szukałam dalej. Zawyżając odrobinę wiek Lenki znalazłam kilka książek o pasującej tematyce, które recenzowano jako odpowiednie dla przedszkolaków. Przydatne zestawienie znajdziecie TUTAJ. Niektóre tytuły skreśliłam z listy, bo dotyczyły odejścia rodzica lub były zbyt jednoznaczne światopoglądowo. Nie wszystkie udało mi się też zdobyć ze względu na wyczerpany nakład. Trafiły do nas trzy: "Kiedy kiedyś, czyli Kasia, Panjan i Pangór" Jarosława Mikołajewskiego i Doroty Łoskot-Cichockiej, "Czy umiesz gwizdać, Joanno?" autorstwa Ulf Stark oraz "Mała książka o śmierci" Pernilli Stalfelt. Bardzo żałowałam, że nie udało mi się zdobyć egzemplarza "Gęś, śmierć i tulipan" Wolfa Erlbrucha, wciąż szukam.
Chwalona "Kiedy kiedyś..." niespecjalnie przypadła mi do gustu. Ilustracje przepiękne, ale treść kłóci się z moim poczuciem uczciwości wobec dziecka. Oto starszy pan, Panjan, przygotowuje małą przyjaciółkę Kasię na swoje odejście. Tłumaczy jej, że wybiera się w podróż z kompanem z dzieciństwa Pangórem, w rejs po Oceanie Spokojnym. Kiedy dorośli płaczą, Kasia się cieszy, że Pan Jan nareszcie jest szczęśliwy. Być może jest to dobra droga, kiedy nie chcemy powiedzieć wprost, czym jest śmierć. Spotykałam się już wcześniej z tym, że rodzice nie zabierali dzieci (w różnym wieku) na pogrzeb. Zastanawiałam się, czy wyjaśniają swoim pociechom odejście bliskiego, a jeśli tak - w jaki sposób, ale nigdy nie miałam śmiałości zapytać. Cóż, sama chyba nie potrafiłabym zignorować pytań, przemilczeć czy wprowadzić w błąd kłamstwem (!) o "wyjeździe". "Chyba", bo nie wykluczam takiej opcji. Nauczyłam się już, że w wychowaniu nie ma kategorycznych twierdzeń. Zresztą, jak w życiu.
Tymczasem w wyjaśnieniu zagadnienia śmierci może pomóc "Mała książka o śmierci". Dla niektórych nieco zbyt dosadna, dla innych trywializująca sacrum, mnie zraziła niepotrzebnymi dopiskami i wzmianką o wampirach czy testamencie. Generalnie jest jednak przystępna i, dobrze wykorzystana, może być użytecznym narzędziem. Autorka nie skupia się na duchowym wymiarze śmierci, zwracając uwagę na fakt, że NIE WIEMY, co się z nami dzieje, kiedy umrzemy. To, że WYDAJE nam się, że odchodzimy w niebyt, albo WIERZYMY, że czeka nas Sąd Ostateczny, to zaledwie dwie z wielu opcji. Podstawą jest jednak niewiadoma, niestety jeszcze trudniejsza do wyjaśnienia dziecku. Myślę, że nie będzie to jedyna książka z serii "Bez tabu" wydawnictwa Czarna Owca w naszej biblioteczce.
Ostatnia z trzech książek spodobała mi się najbardziej. "Czy umiesz gwizdać, Joanno" opowiada historię dwóch małych przyjaciół - Ulfa i Bertila - z których drugi zazdrości pierwszemu dziadka. Chłopcy postanawiają znaleźć dziadka dla Bertila w domu starców. Zaprzyjaźniają się z pewnym sympatycznym staruszkiem, spędzają z nim przemiłe (także szalone) chwile. Niestety, "dziadek" umiera. Ta piękna ciepła książka oswaja młodego czytelnika ze starością i jest poniekąd rozwinięciem myśli księdza Twardowskiego "spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
Żadna z tych książek nie rozwiała moich wątpliwości. Żadna nie jest podanym na tacy sposobem na oswojenie dziecka z tematyką śmierci. Każda z nich może być natomiast dopełnieniem, uzupełnieniem dialogu. Którąkolwiek wybierzecie czy też nie wybierzecie żadnej, zadajcie dziś sobie pytanie, Kochani. Czy i jak będę rozmawiał z moim dzieckiem o śmierci? Czy Wasze dziecko wie, czym jest cmentarz, który zapewne w najbliższych dniach odwiedzicie?
PS. Wymienione książki trafiły do nas niedawno i żadnej z nich nie czytałam jeszcze z Leną. Nie chciałam niepotrzebnie przytłaczać jej drażliwą tematyką. Cieszę się jednak, że je mam, czekają na swój czas na górnych półkach MOJEJ biblioteczki.
Dobry, DOBRY post.
Zgadzam się, dobry i ważny post!
„Serce w butelce” . Piękna opowieść o radzeniu sobie z odejściem dziadka ( a może taty? nie jest to powiedziane wprost). Cudne ilustracje, mądry tekst.
Ta książeczka niestety odpadła z dwóch powodów. Po pierwsze – z tego, co wyczytałam, śmierć dotyczy w niej bardzo bliskiej osoby, dziecko mocno ją przeżywa (mnie chodziło bardziej o zaznajomienie z tematem), po drugie – nie mogłam jej zdobyć 🙁
My wypozyczyliśmy w bibliotece, ale marzy mi się własny egzemplarz. Bliska osoba, tak, ale też ani raz nie pada słowo ‚śmierć’, w zasadzie niewiadomo co się stało. Fotel ( dziadka?) pewnego dnia jest pusty… Myślę, że zdecydowanie dla starszego dziecka, nawet dla mnie czytanie było mocnym przeżyciem ( mam 27 lat, doświadczyłam strat, ale dalej nie wyobrażam sobie życia bez mojego ukochanego Dziadka!)
Dla mnie to straszne nawet mi przez myśl nie przeszło żeby dziecku czytać takie książki.Wydaje mi się ze są to książki dla starszych dzieci .
Mnie też pół roku temu nie przeszłoby to przez myśl. Rzeczywistość weryfikuje wiele rzeczy, a dzieci są w tym mistrzami.
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo żałuję, że nie udało Ci się zdobyć „Gęsi, śmierci i tulipana”, bo jestem przekonana, że właśnie ta książka byłaby Waszym przyjacielem. Moim się stała. Ciekawe, że właśnie w literaturze dla dzieci SAMA poszukiwałam jakiegoś ukojenia mojej straty. To trudny temat dla każdego. Znam wiele osób dorosłych, które uciekają od niego tym bardziej im boleśniej swoją osobistą stratę przeżyły. Takie wyparcie też dotyczyło mnie. Odejście bliskich czyni ogromną pustkę w sercu. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak z tym radzą sobie dzieci. Piękny wpis Paulino i bardzo Wam współczuję. Przesyłam moc ciepłych myśli w ten czas ♥
Dziękuję, Maryś!! Bardzo! A jeśli trafisz na tę książkę gdzieś kiedyś, proszę! Pamiętaj o mnie!
Ściskam!
Paulino, jest końcówka nakładu jeszcze w wydawnictwie:
http://www.hokus-pokus.pl/ksiazka/39/index.html
Ja swoja otrzymałam w prezencie, od osoby, która wiedziała jak bardzo jest mi potrzebna od mojego Anioła takiego ♥
Smutne to…smutne to bardzo, że dla ciebie/was życie kończy się tutaj.. 🙁
Oczywiście, że to wasza sprawa w co lub kogo wierzycie, albo i nie wierzycie.. ale GDYBY wieczność okazała się prawdą, GDYBY na prawdę było niebo I piekło, Sąd Ostateczny i Bóg, to czy nie stracisz za wiele żyjąc tylko tu i teraz?
Ja jestem osobą wierzącą w Boga i każde Jego słowo. Jestem też osobą wierzącą Bogu, więc WIEM gdzie pójdę po śmierci. Moje dziecko (na razie tylko to starsze, 4,5 roku) wie, jak wygląda sprawa śmierci z punktu widzenia chrześcijanina. Nie widzę powodu, żeby z takimi dziećmi o śmierci nie rozmawiać, szczególnie, kiedy w rodzinie ktoś umiera.
Nie wyobrażasz sobie, jak to dobrze mieć nadzieję nie w ludziach, samym sobie, własnych siłach czy możliwościach, ale w Bogu. Również w sprawie śmierci, a może nawet przede wszystkim..Życzę ci, żebyś mogła to kiedyś przeżyć i żyć taką nadzieją każdego dnia.
Nadia
Wyczuwam nutkę… potępienia?
Uważam, że komentarz pod tym postem nie powinien być przekazany w takiej formie… 🙂
Uważam, że Paulina ma rację. Tu się coś kończy, ukochanych osób, czy nawet zwierzątek już tu i teraz, za dzień, za dwa nie zobaczymy i myślę, że na tym etapie nie jest potrzebne dobudowywanie „głębszych sensów”… Po co od razu nawiązywać do religii?
Miejmy jednak nadzieję, że jednak Paulina „nie starci za wiele, żyjąc tu i teraz”, bo ewentualnie Ktoś u góry jej wybaczy;p
A post idealny w związku z jutrzejszym świętem. Skłania do refleksji. Może mnie nie do końca o samej „śmierci”, ale w sumie o ludziach którzy zostają. Że jednak MY zostajemy, jesteśmy i musimy ŻYĆ. Bo Oni by tego chcieli!
Nie wiem, o jakiej formie piszesz..i co jest złego w tym co napisałam. Absolutnie, ABSOLUTNIE nie miałam zamiaru nikogo potępiać!! Nie mam pojęcia czemu to wyczułaś..jeśli Paulina też tak poczuła, to przepraszam. Nie miałam takiego zamiaru. A jeśli chodzi o religię i nawiązywanie do niej to..po pierwsze do żadnej religii tylko do Boga, a to ogromna różnica; po drugie nie mogę inaczej 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Nadia
Ja nie wyczułam potępienia, a raczej współczucie, które znam dobrze z reakcji niektórych znajomych katolików. Bardzo dziękuję, ale nie jest mi potrzebne 🙂 Nie złośliwie – po prostu.
Czy sobie wyobrażam, czy nie…? Temat jest dla mnie (tak, dla mnie – emocjonalnej ekshibicjonistki) zbyt osobisty, żeby poruszać go publicznie.
Pozdrawiam serdecznie!
Gdy miałam 5 lat umarła moja ukochana babcia, gdy miałam 25 zmarł mój ukochany ojciec. Obojga śmierć doskonale pamiętam, bardzo je przeżyłam…obie przyszły nagle, zupełnie nieproszone! Marianna od urodzenia odwiedza cmentarze, a gdy stoi nad grobem i mówi „cześć Marian wstawaj, nie wygłupiaj się” rozwala mnie to do łez…
Ja myślę, że kwestia wiary czy niewiary ma tu mniejsze znaczenie niż to, że w większości przypadków rodzice nie doceniają możliwości intelektualnych swoich dzieci. Jeśli ktoś, tak jak pani Paulina, spędza z dziećmi czas niemal non-stop, jako osoba inteligentna i wyczulona na ich potrzeby, jest w stanie ocenić, czy w danym wieku dziecko jest czy nie jest gotowe na poruszenie pewnych tematów. Jeśli relacje rodzic-dziecko są bardzo bliskie, takie sprawy prędzej czy później się pojawiają. Dzieci są ciekawe świata i chłoną go jak gąbki, to nie nowina. Niestety, w większości przypadków rodzice nie znają swoich dzieci wcale lub prawie wcale. Podejrzewam, że na cmentarzach zobaczymy jutro w 90 procentach maluchy, które nawet gdyby chciały, nie dowiedzą się, gdzie tak właściwie są lub będą miały mgliste pojęcie. Świadczy o tym chociażby komentarz L.K.
Świetny post, bloga śledzę od dawna, jest świetny, ale ten tekst poruszył moje czułe struny. Fajnie, że nie jest kategoryczny 🙂
Pozdrawiam z Warszawy!
Paulino, zrobiłaś najlepiej, jak można. Rozmawiałaś i rozmawiasz ze swoją córką, zapewniasz, że będziecie razem. Odpowiadasz na pytania i trwasz obok. ŻADNE książki tego nie zastąpią, bo pytania nadal w małej główce pozostaną. I wspaniale, że Lenka pyta, że dzieli się swoimi emocjami a Ty odpowiadasz zgodnie z instuicją i tym, w co wierzysz.
Dziękuję za ten wpis. Rano coś mnie tknęło, żeby zobaczyć co u Was… i dziś padło pytanie, a ja wiedziałam, co odpowiedzieć. Trochę po swojemu, ale odpowiedziałam. A inaczej chyba by mnie zatkało. Jeszcze raz dziękuję.
Przesyłam wyrazy współczucia z powodu straty.
Rozmowy oczywiscie juz za nami, bo dzieci 6 lat juz sobie liczy. Pierwszy raz rozmawialysmy przy okazji smierci dziadka. Sara miala 4 lata. I zupelnie nie potrafila tego ogarnac. Ze nagle nie ma. No znaczy, ze gdzie jest? I czy mozemy go odwiedzic? A on nas odwiedzi? Po chrzescijansku o niebie wyjasnilam. Przy locie na wakacje byly problemy: Dziadka w chmurach wypatrywala 😀 Powiedzialam, ze wyzej jest niz lecimy. Bo co jej powiem: Byl i znikl? I ze z nia tez sie to stanie? Wszystko trzeba jakos dostosowac do wieku dziecka i jego mozliwosci. Jakos bardziej konkretnie porozmawialysmy niedawno – po odwiedzeniu cemntarza na Majorce pojawily sie pytania. Rozmowa byla dluga. I na pewno nie byla ostatnia.
Lenka jest wspaniałą dziewczynką a Pani wspaniałą mamą!!
Świetny tekst. Muszę się z nim przespać. Bardzo żałuję, że nie przeczytałam go wczoraj.
Pozdrawiam serdecznie
Ania Zalewska
A ja bardzo dziekuje za ten post!
Z każdym wpisem, nawet najbardziej zaskakującym, jeszcze bardziej Was podziwiam!
Wyrazy współczucia dla Was i całej rodziny!
Bardzo dobry post, myślę, że i mnie przyda się na pewno prędzej czy później…
A że i ja byłam sceptyczna, co do tego, czy w ogóle coś się z nami dzieje po śmierci,
mężczyzna mój poszerzył mi horyzont nieco, szczerze polecam! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=NnCr4etOZLw
Bardzo, bardzo ważny i potrzebny post. Dziękuję, że zechciałaś się z nami podzielić swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Mam nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas nie przyda mi się ta wiedza w praktyce, ale zapisuję tekst w ulubionych.
Przesyłam wyrazy współczucia z powodu straty
Ilona
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za słowa wsparcia zarówno w powyższych komentarzach, jak i prywatnych wiadomościach. Dziękuję też, że zechcieliście podzielić się ze mną swoimi doświadczeniami.
Napisanie tego postu było dla mnie bardzo trudne, jednak potrzebowałam przelać na klawiaturę to, co we mnie siedziało. Potem długo wahałam się przed kliknięciem przycisku „opublikuj” i nie żałuję tej decyzji.
Pozdrawiam Was serdecznie, Kochani!
Mam dwóch Synów 6 i 3 lata, temat śmierci przewija się u nas od roku, po śmierci wujka!To niewiarygodne, jakie pytania mogą przyjść do główki dziecka niespełna 5-letniego… m.in. „mamo, a dlaczego wujek leży pod grobem? … a jak on oddycha? i wiele innych. Płacz przed zasnięciem i strach … „mausiu, a co będzie z nami, jak wy będziecie pod grobem? … mamusiu, to ja z bratem chcę wtedy do cioci J.”… „Mamusiu a może wynalazcy odkryją za 50, czy 100 lat lekarstwo na to, żeby nie leżeć pod grobem?”. Staram się zawsze na każde pytanie, wątpliwość odpowiedzieć i nigdy nie jest to tylko jedno pytanie, tylko jedno za drugim, a temat powraca – pytaniami zasypuje mnie satrszy Syn, młodszy jeszcze nie odczuł straty kogoś z bliskiego otoczenia, był za mały i wujka za życia nie pamięta!
Najważniejsze, to nie pozostawiać pytań bez odpowiedzi i unikać temetu! Wiem, to jest trudne, ale da się!
Pozdrawiam,
B.
Gdy zmarła nagle moja mama, ukochana babcia mojej sześcioletniej córki, nie miałam pojęcia jak jej to powiedzieć.. Byłam załamana, zapłakana, powiedziałam, że babcia została aniołkiem i jest teraz w niebie. Powiedziałam, że już nic ją nie boli, że babcia jest szczęśliwa i będzie zawsze w jej serduszku, chociaż nie może jej zobaczyć.. Śmierć mamy tak mnie zaskoczyła, że nie miałam czasu na zastanowienie się. Moja córka po kilku miesiącach wciąż wraca do tego, popłakuje niekiedy i ja wciąż nie wiem co mówić. Po prostu tulimy się razem, płaczemy, jedziemy na cmentarz, oglądamy zdjęcia i wypłakujemy te emocje. Nie wiem czy dobrze robię, że płaczę razem z nią, ale gdy jej broda drży i oczka zachodzą łzami jak mówi, że tęskni za babcią to ja wymiękam.