…odśpiewaliśmy już sobie na fejsbukowym fanpejdżu 😛 Tak, tak, Kochani, w zeszłą środę minął rok, odkąd uchyliliśmy Wam drzwi do naszego życia. Skłamałabym twierdząc, że od założenia bloga nic się nie zmieniło. Jeszcze jakiś czas temu planowałam post podsumowujący te dwanaście miesięcy, w ostatnich dniach nie jestem jednak w nastroju na tego typu podsumowania, wybaczcie. Może wkrótce…? W zamian mam dla Was piękne (piękne, prawda? puszę się jak paw) zdjęcia Leny i Kuby oraz pewną propozycję.
Wpisy otagowane jako: zdjęcia dzieci
Spóźnione „Sto lat!”
Ileż można nucić Cockera…?
Mam nadzieję, że kilkoma poprzednimi wpisami udało mi się udowodnić, że lato w mieście może być super. Oferuje wiele, w zamian oczekując tylko odrobinę dobrych chęci i wysiłku. Naprawdę niedużo, ale podczas upałów sięgających czterdziestu stopni wystarczająco, żeby zmęczyć najwytrwalszego mieszczucha. Szczególnie matkę szalonego, ciekawego świata i ludzi rodzeństwa.
Summer in the city, part 2
Jako że przed naszymi Czytelnikami nic się nie ukryje, nie zamierzamy dłużej milczeć na temat miasta, w którym mamy przyjemność mieszkać. Przy okazji chętnie zrobimy mu małą reklamę. Dziś zabieramy Was na krótką wycieczkę w najbardziej klimatyczne wakacyjną porą miejsce w Lublinie. Dziedziniec najstarszej tutejszej uczelni – Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – o tej porze roku jest zazwyczaj kompletnie pusty. Do naszej wyłącznej dyspozycji mamy ławeczki, na których zasiadali najznamienitsi studenci i profesorowie, oraz zieloną, gęstą, krótko przystrzyżoną trawę, od lat nieskalaną ani jedną psią kupą! I atmosfera jakaś taka… podniosła.
Summer in the city
Pod tym względem dobraliśmy się z Twórcą idealnie – oboje jesteśmy mieszczuchami z krwi i kości, uwielbiamy miejskie życie wraz z jego wadami (kilkoma) i zaletami (których nie potrafię zliczyć). Do natury wolimy czasem uciec niż musieć się z nią mierzyć na co dzień, a do centrum lubimy mieć nie dalej niż pół godziny drogi piechotą. Zresztą najchętniej mieszkalibyśmy przy głównej ulicy… im większej metropolii, tym lepiej. Zdarza się nam więc ponarzekać na naszego poczciwego 350 tysięcznika, chętnie dopisalibyśmy do liczby jego mieszkańców choć jedno zero, ale koniec końców – nie jest taki najgorszy. A w słoneczne, upalne, wakacyjne dni stanowczo da się lubić!
Nasze zdjęcia – kilka słów wyjaśnienia
Niniejszy post miał pojawić się już dawno, kiedy moje skrzynki (mejlowa i fejsbukowa) zaczęły pękać w szwach od wiadomości zbliżonej treści. „Piękne zdjęcia na blogu! Jakim aparatem robione?” I choć na wiadomości staram się odpowiadać na bieżąco, zwykle kopiując i wklejając treść (wiem, że to niegrzeczne, ale nie mam wyjścia!), ciągle ciężko zacząć sam wpis. Słowa więzną gdzieś pomiędzy łokciem a nadgarstkiem, palce nie chcą trafiać w odpowiednie klawisze… Bo bezpośrednio jakoś łatwiej to napisać niż tak, że pójdzie w eter. Zostałam jednak wywołana do tablicy, przyszedł czas. Mus to mus.