Miało być bez zapowiedzi. Bez wyjaśnień, ostrzeżeń i podań. Po prostu - tydzień bez lenaikuba.pl. W końcu sama jestem sobie szefem i ja decyduję, czy opublikuję kolejnego posta, odpowiem na komentarze i maile, czy odwiedzę znajome blogerki, prawda? Od jakiegoś czasu nosiłam się z tą myślą, postanowiłam kategorycznie w poniedziałek rano. Dziś jednak, zaraz po powrocie z długiego wspaniałego słonecznego rodzinnego spaceru (bez aparatu!!), przyszedł mail, który zmusił mnie do zrewidowania mojego podejścia. Dziękuję, Sylwia.
Jakiś czas temu miałam w planach post dotyczący blogowania, jego plusów i minusów. Zawsze jednak coś innego wpadało mi do głowy, jakaś wyższa, pilniejsza potrzeba. Niech ten wpis będzie prologiem, zapowiedzią obszerniejszego wywodu, lub skrótem, jeśli ten ostatecznie nie powstanie.
Otóż w moim przypadku każdy nowy post to średnio cztery, pięć godzin. Dwa razy w tygodniu. Zdjęcia, wybór, obróbka i pisanie. Są takie teksty, które kilka dni kiełkują we mnie, które składam w myślach znacznie dłużej. Kto sam pisze, ten wie, co mam na myśli. Do tego odpowiedzi na maile i komentarze, odwiedziny u fantastycznych dziewczyn, które dzięki blogowaniu poznałam, załóżmy - godzina, dwie dziennie. To naprawdę dużo, biorąc pod uwagę, że staram się to robić wyłącznie wtedy, kiedy dzieci nie są pod moją opieką. Zaczynając tę przygodę, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mnie to pochłonie. Powinnam była się domyślać, zważywszy, że od zawsze we wszystko, co robię, angażuję się całą sobą. Każda wiadomość zwrotna, którą od Was, Drodzy Czytelnicy, dostaję - czy to prywatnie, czy w komentarzach, dodaje mi skrzydeł i upewnia, że blog ma sens. Przyszedł jednak taki moment, kiedy uświadomiłam sobie, że zaczął zbyt silnie wpływać na moje życie i na funkcjonowanie mojej rodziny. Miał być dodatkiem, a stał się równorzędną częścią. Cierpi na tym moje samopoczucie, cierpią dzieci, a przede wszystkim cierpi mój mąż.
Dlatego wybaczcie, ale czas na przerwę. Na wszystkie wiadomości odpowiem, kiedy już ogarnę dom, porozpieszczam męża i naładuję akumulatory. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Zdjęcia (z telefonu): Rodzicielka, Twórca.
Lenka:
płaszczyk - Tesco/F&F Kids
beret - Little Rose & Brothers
szalik - no name
spodnie - Kappahl
kalosze - Decathlon (rewelacja! lekkie, z odprowadzeniem wody, fajne kolory i... 50 zł!)
Kuba:
wózek - Navington Cadet
czapka, kurtka - Tesco/F&F Kids
szalik - Next
Rozumiem cie doskonale:) Predzej czy pozniej nadchodzi taki moment.Po pierwszym entuzjazmie, pojawiaja sie pytania, refleksje czasem zwatpienie.
Ten wirtualny swiat wciaga niesamowicie i szybko mozna sie od niego uzaleznic, zatracic, zapomniec o tym co rownie wazne (bo nie mowie ze blogowanie wazne nie jest).Mysle , ze wrocisz (mam nadzieje), bo blog to rowniez przyjemnosc. Sama widze ze lubisz pisac, lubisz robic zdjecia a tak samej sobie… Na pewno jednak warto wyznaczyc sobie jakies granice, wprowadzic zasady czy cos w tym stylu i bedzie ok. Internet to nie tylko samo zlo.Takie czasy i uschlabym nie majac kontaktu, z tymi co nadaja na moich falach.Na wycieganiecie reki takowych nie mam, lub jest ich malo.
moze zweryfikujesz ciut swoje postepowanie wobec tego swiatka i pojawi sie troche wiecej rownowagi.Powodzenia!
p.s. aha i na pewno warto odlozyc czasem to nasze trzecie oko.Ja np. majac impreze typu urodziny czy rodzinne spotkania, lubie uwiecznic cos przed samym rozpoczeciem a potem mowie mu do widzenia.Pierwsze urodziny malej minely niestety inaczej…
Kochana!
Wcale nie tak łatwo o tę równowagę! Ale właśnie o równowagę chodzi, to najlepsze słowo. Myślę, że po pierwszym zachłyśnięciu (które trwało stanowczo za długo) przyszedł czas na balansowanie. Daję sobie miesiąc na odnalezienie złotego środka. Dam radę!
A zniknąć, nie zniknę. Wygląda na to, że raz rozpoczętej przygody z blogowaniem nie da się zakończyć od tak. I nie miałam tego w planach, biorąc urlop! 🙂 Choć tego życzyłby sobie pewnie mój zaborczy mąż 😉
Ściski!
i dobrze, ja nadrobię czytanie bo jestem tu nowa 😉 a sama się ledwo u siebie ogarniam 😉 Miłego wypoczynku!!!
Bardzo był miły! Dziękuję i zapraszam do rozgoszczenia się 🙂
Kochana Paulino:)
tulę Cię mocno pod serduszkiem,i rozumiem bo ja takie rozterki również mam już za sobą,jak i czasem jeszcze miewam,pisałam o tym na blogu tu http://www.onelittlehappiness.pl/blogowanie/ i jeszcze w jednym poście,wspominając że troszkę się duszę że zbyt duża presję na siebie wywarłam bo blog miał być tylko o modzie a ja się zaczełam rozpisywać,dużo czytaczy starciłam bo przestałam się udzielać na innych blogach,nie komentuję już tak często bo u siebie nie mam czasu ,na swoje komentarze odpisać,ale są tacy od początku którzy są ze mną choć post raz na dwa tygodnie napiszę,lżej mi z tym jakoś i inne nastawienie mam,kiedyś mi ktoś napisał i wziełam sobie to głeboko do serca,że założyłam bloga i teraz jestem za niego odpowiedzialna ze tych czytaczy którzy ze mną są,choćby był tylko jeden…i bloguję dalej,ale już na innych zasadach,wtedy kiedy męża nie ma w pobliżu,lub kosztem snu…
choć z laptopem na kolanach cały czas bo to juz nie zdrowe uzależnienie…
pozdrawiam Cię mocno:*
4-5 godzin… dokładnie, czasami czuje się presję, zdążyć na dziś, zdążyć ze zdjęciami, tekst zredagować…
a potem przychodzi mi myśl, kurde, jak mi się nie chcę to nie muszę! jak olśnienie, a potem? jednak coś przymusza.
Mój blog cierpi na tym, że nie odpisuje praktycznie na komentarze, choć czytam je z zapartym tchem! że często na odpowiedź na maila ktoś czeka 2-3 dni
– ale kurka musimy mieć priorytety, i choć to blogowanie i świat netowy to kopalnia inspiracji, fajnych ludzi to wciąga jak wir, zaczerpnij porządnie powietrza, blog nie zając 😉 :*
Dzięki, Aga! Już po urlopie, ale Twoje słowa dały mi wówczas power na tę parę dni. Blog nie zając 🙂 Świetne!
Szkoda, że nie zawsze odpisujesz 😉 Wiem, wiem, nie spałabyś już wcale!
Buziaki!
Ha, ja tylko czytam ulubione blogi, a zajmuje mi to naprawdę dużo czasu! Więc rozumiem, jak wiele pochłania prowadzenie swego. A gdy jeszcze, tak jak u Was, dba się o niezwykłą estetykę słowa i obrazu, to czas ten z pewnością się wydłuża. Życzę owocnego ładowania akumulatorów i dopieszczania małżonka (owocnego? , no chyba że chcecie?). Czekam więc z jeszcze większą niecierpliwością na nowe wpisy.
Aż tak owocnego to nie! 🙂 Nie dał się za bardzo porozpieszczać, bo jak na złość zwaliła się nie na niego masa roboty.
Ale moje akumulatory mają się świetnie! Dziękuję 🙂
No mnie zszokowało, że aż 4-5 godzin… To podziwiam za tyle wytrwałości za każdym razem… 🙂 Ale efekty na pewno są, to mogę zapewnić:) No, ale każdy mądry to zrozumie, rodzina najważniejsza!!!!! I choćbyś miała miesiąc ładować akumulatory, to warto!
Tylko… czy tyle bys wytrzymała bez nas i bez bloga? 😉
Nie wytrzymałabym! Nie wytrzymałam 😉
Rozumiem jak najbardziej! Sama nie mam takich pięknych zdjęć i mniej czasu tracę na ich ogarnięcie, ale niektóre wpisy naprawdę wymagają skupienia i dużo czasu! I też wtedy człowiek wybiera, czy woli dokończyć ten wpis, czy może spędzić wieczór na kanapie z mężem i ukochanym filmem.
To zrozumie tylko ktoś, kto sam bloguje i zależy mu na treści bloga! 🙂 A gdyby mój mąż spędzał wieczory na kanapie, podejrzewam, że nigdy nie rozpoczęłabym blogowania! 🙂 On całe dnie, wieczory, czasem noce spędza na pracy. Do tej pracy bardzo często angażuje mnie, a ostatnio, przez bloga właśnie, nie dawałam się wciągać w dyskusje, które jak się okazuje są podstawą naszego związku. Ot, cała filozofia rozpieszczenia w naszym przypadku 😉
Jejć, Lenka tutaj wygląda, jak słodka truskaweczka lub malinka! <3
Zastanawiałam się właśnie jak to robisz, że przy dwójce maluchów masz czas na prowadzenie bloga. Ja przy jednym nie daję rady nawet sortować i obrabiać na bieżąco zdjęć 🙁 A i tak mój dzień kończy się w nocy w okolicach godz. 1-2. Gdyby jeszcze do tego miało dojść pisanie to już w ogóle.
Przerwę techniczną jak najbardziej popieram i trzymam kciuki, aby to był naprawdę mile spędzony czas!
P.S. właśnie rozglądałam się za kaloszami dla mojej Ali. Mogłabyś podpowiedzieć jaki model ma Lenka? Przeszukałam sklep internetowy Decathlona, ale nie jestem pewna które to, bo jest ich dużo w tej cenie 🙂 Z góry wielkie dzięki!
Kochana! Tak nie wolno! Mam sumienie! Bez kaloszy o tej porze roku? 😉 Dodałam link. My mamy czarne, nie wiem, dlaczego, ale na stronie ich nie ma. A w sklepie właśnie czarnych najwięcej. Ale inne kolory też prezentują się fajnie. Szukaj w dziale myśliwskim 😉 Tak, też byłam zaskoczona! Pozdrowienia z urlopu!
Dzięki wielkie! Ala ma dopiero 18 miesięcy, a najmniejszy rozmiar to 25 🙁 Ale widzę, że są też inne na mniejsze rozmiary, więc obmacam już w Decathlonie 😉
Udanego wypoczynku!
Mniejsze są takie: http://www.decathlon.pl/kalosze-b100-jr-niebieskie-id_8173625.html Też różne kolory, też bardzo fajne. Prawie wzięłam dla Kuby, ale nie byłam pewna rozmiaru, bo same byłyśmy z Lenką 🙂 Dzięki! Czekamy, aż Lena wstanie i idziemy w świat 😉
To ja dziękuję! I przepraszam, jeśli byłam zbyt natarczywa… Miłego, owocnego odpoczynku! Pozdrawiam najserdeczniej 🙂
Ty już wszystko wiesz, Kochana, ale jeszcze publicznie – nie, to ja dziękuję! :*
Wiesz, ja dopiero zaczynam ale widzę ile jest pracy przy blogu. I chociaż sama tego chciałam i sprawia mi to dużą frajdę, to czasu mam za mało żeby to wszystko wyglądało tak jakbym chciała. I staram się pisać więcej i częściej, zdjęcia też ładniejsze (przeglądam, wybieram), nad jednym postem spędzam mój wolny czas. Ale mąż się nie buntuje (jeszcze!), dziecko śpi a ja tak ładuje swoje akumulatory. Rozumiem, że musisz odpocząć i pobyć z rodziną bez aparatu 🙂 Ale wróć tu do nas choć na chwilę, skrobnij parę słów co tam u Was się dzieje 🙂 Pozdrawiam 🙂
Z aparatem ja mogłabym się nie rozstawać 🙂 To Twórca czasem ma go dość, nawet jeśli nie jest w jego rękach. Bywa, że sam dźwięk migawki go irytuje, dlatego na wspólne spacery staram się go nie zabierać. Wróciłam, wróciłam 🙂 Pozdrawiam również!
Jak zawsze piękne zdjęcia i klimat. A przerwa Ci się należy i naprawdę, naprawdę nie musisz się nikomu tłumaczyć, ale to bardzo miłe, że jednak to robisz. Miłego rozpieszczania 🙂
Nie miałam zamiaru 😉 dopóki pewna przesympatyczna dziewczyna nie uświadomiła mi, że jednak powinnam chociaż dać znać 😉 Naładowałam! Dziękuję!
Masz racje! Doskonale Cie rozumiem. I ja mialam faze fascynacji blogowanie – oooo jakze mnie to wciagnelo. Ale jakis czas temu powiedzialam DOSC, bo blog to nie zrodlo mojego utrzymania, ani sposob na slawe. Ma to byc ciekawy dodatek do zycia. No i wlasnie od tego czasu radykalnie skrocilam czestotliwosc wpisow – raz na tydzien musi wystarczyc. Mi wystarcza ;o) Mysle bowiem, ze zycie w realu jest o wiele bardziej intensywne i piekne niz wirtualna rzeczywistosc :)))
To chyba zawsze na początku wręcz zasysa 🙂 Im wcześniej uświadomimy sobie, że musimy MUSIMY! znaleźć złoty środek, tym lepiej. Ja muszę jeszcze pomyśleć, jak rozwiązać sprawę odpowiadania na komentarze! Uwielbiam je i lubię odpowiadać, ale czasem nie daję rady i piętrzą się ogromne zaległości, do których trudno wrócić!
Paulina, to ja ci zycze wypoczynku milego 🙂 a moze tak raz w tygodniu zamiast dwoch? Pozrowienia I usciski 🙂
Częstotliwość zweryfikuje życie. Myślę raczej nad małą zmianą formuły wpisów 😉
Kiedy ja zauważyłam, że mam ciśnienie na nowy post, kiedy moje myśli to tylko blog,blog,blog i aż mnie ciągnęło do komputera, to postanowiłam nie angażować się aż tak, bo i tak mam mało czasu dla Agacinki. Bez bloga żyć nie umiem (prowadzę dwa) ale staram sie nie popadać w paranoję. Piszę kied mogę i kiedy chcę, bez ciśnienia na nowych „podglądaczy”, bez ciśnienia, że muszę. Jedyne ciśnienie, to zapisanie póki pamiętam, bo mój blog to swego rodzaju pamiętnik dla Agaciny.
Mam nadzieję, że Twoja przerwa nie potrwa zbyt długo. Czekam na Come Back! 🙂 Buziaki :*****
Potrwała krótko, ale wystarczająco długo 🙂 Drugie słowo po równowadze – ciśnienie 😉 i odpowiedź na pytanie – po co jest ten blog, czemu ma służyć? Bez tego jest miotanie się. Bardzo dużo mi dała ta przerwa!! Dzięki za wsparcie 🙂
Rozumiem doskonale to o czym piszesz.
A przerwy? Przerwy są potrzebne. Od wszystkiego (prawie). Dają dystans, przynoszą orzeźwienie…
Ładuj akumulatory!
Battery charged! 😉
Fakt, ta strona prowadzenia bloga ujawnia się dopiero po jakimś czasie:D Przerwy są wskazane, również je stosuję, ale durna zaraz sobie coś innego wymyślam:/ Nie, nie mam ADHD:D