Wybaczcie tak długą ciszę na blogu, Kochani. Wojna z infekcją, a raczej infekcjami, pozbawiła mnie nie tylko wszelkich sił witalnych, ale także... skrupułów. Zwyczajnie uciekłam. Z nadzieją, że zmiana otoczenia i świeże powietrze wpłyną korzystnie na morale armii erytrocytów, spakowałam naszą, wciąż nieco zakatarzoną, trójkę w dwie wielkie walizki i ruszyliśmy na nasze pojezierze.
Kiedy rok temu napisałam na blogu: „nie czuję już mięty do tego miejsca”, każde z wcześniejszych zdań zdawało się temu przeczyć. Sielskie dzieciństwo pod opieką dziadków, jakie wówczas opisałam, to pierwsza, ale nie jedyna okazja do wspomnień, których liczba przewyższa o stokroć liczbę wspomnień z każdego innego miejsca na ziemi. Fakt pozostaje faktem: na przełomie liceum i studiów jezioro popadło w niełaskę i dopiero w ubiegłe wakacje, po niemal pełnej dekadzie, znów zawitałam tu na dłużej. Do wspomnień z mojego dzieciństwa dołączyły te z dzieciństwa Leny i Kuby, a ja znów poczułam miętę.
A jeśli mowa o zapachach: to jezioro pachnie. Nie, nie śmierdzi. Ono autentycznie pachnie. Trochę jak arbuz, ale nieco mniej słodko. Pachniało tak samo, kiedy uczyłam się tu pływać z rodzicami, w czerwonym kółku, a potem z niebieskimi „skrzydełkami”. Pachniało tak, kiedy dumna pływałam już sama obok ukochanej babci, „młoda żabka ze starą ropuchą” – zwykła mawiać. Pachniało tak samo, kiedy z dużo starszą cioteczną siostrą i jej chłopakiem skakaliśmy z wielkiego materaca na (bardzo!!) głęboką wodę. Pachniało tak, kiedy budowałam z malutką młodszą siostrą zamki z piasku i kiedy wyprawiałam się z mamą na pływackie spacery. Pachniało, kiedy Rafał pierwszy raz powiedział, że jesteśmy dwie wariatki, skoro wypływamy tak daleko, i trzymał mnie mocno, żebym z nim została. Pachniało, kiedy poszliśmy na kompromis, dryfując (phi!) wzdłuż brzegu. Pachniało tak samo, kiedy uczyliśmy się tu razem żeglować i kiedy przygrzmociliśmy jachtem o pomost.
Później być może pachniało inaczej, bo właśnie wtedy jego brzegi cofnęły się znacznie, ale mnie nie dane było tego zapachu poznać. Wiem za to na pewno, że pachniało tak samo, kiedy rok temu odkryłam, że Lenka tonie jak kamień, zupełnie jak jej tata, podczas gdy Kuba unosi się na wodzie... jak mama i babcia. Tak samo pachniało też przedwczoraj, kiedy siedzieliśmy w trójkę na pomoście i opowiadałam dzieciakom wymyśloną na poczekaniu historię pewnej pięknej rusałki o imieniu Milena. Słuchali z buziami otwartymi równie szeroko, jak wtedy, gdy snuję opowieści z (prehistorycznych!) czasów mojego dzieciństwa.
Zapach jeziora przywołuje tyle pozytywnych emocji, że trudno nie chcieć do niego wracać. Kiedy zamykam oczy brodząc w wodzie i wciągam mocno powietrze, widzę roześmiane twarze najbliższych - te sprzed wielu lat i te sprzed kilku chwil. Umówmy się więc, że znów poczułam... hmm... niskosłodzonego arbuza do tego miejsca :) Pięknego miejsca na mapie Lubelszczyzny, z jednym z najczystszych jezior w Polsce, które upomniało się o swoje terytorium i wróciło do granic sprzed niemal ćwierć wieku. Znów wszystko jest na swoim miejscu, a ja z radością wracam do tej krainy torfowisk, podmokłych lasów, łąk i łanów zbóż, o tej porze roku cudnie złocistych, do krainy mojego najszczęśliwszego dzieciństwa. Wracam z nadzieją, że tworzące się właśnie wspomnienia moich dzieci będą równie piękne, jak moje.
A jeśli mowa o wspomnieniach: chciałabym serdecznie Was zaprosić do udziału w akcji Natura Pokoleń, organizowanej przez bliską mi (nie tylko terytorialnie, bo pochodzącą z Lublina) markę Herbapol. Księga Najcenniejszych Wspomnień to nowa aplikacja fejsbukowa, do której możecie dopisać swoją kartę. Pomyślcie o czymś, co łączy pokolenia w Waszej rodzinie i napiszcie o tym TU. To może być wszystko – zapach, smak, przedmiot, miejsce, melodia...
Będzie mi niezwykle miło przeczytać Wasze opowieści, a autorzy najciekawszych z nich zostaną wyróżnieni przesympatycznymi nagrodami.
Lena:
sukienka - Cubus (sale)
koszulka - C&A (boys)
sandałki - Bartek
kąpielówki - F&F (SS2013)
Kuba:
bluzeczka - Kids on The Moon
spodenki - H&M (SS 2013)
sandałki - Bartek
kąpielówki - C&A
PS. Więcej zdjęć z turnusu pierwszego już wkrótce. Podobnie drugi turnus ;) Na bieżąco możecie śledzić nasze wakacyjne perypetie na Instagramie.
I mi się marzy jakiś wyjazd, chwila odpoczynku… Niestety w tym roku raczej nigdzie nie pojedziemy, ale za rok… 🙂
My też z lubelskiego. Nad jakim jeziorem wypoczywaliscie?
Zdjęcia cudne.
Jeszcze tam wracamy, więc nie mogę zdradzić, bo pojawią się od razu tłumy paparazzich 😉 A serio – całe pojezierze jest piękne!
Zdjęcia są magiczne:)
Uwielbiam Twoje zdjęcia, uwielbiam Twój sposób pisania <3
Piękne wspomnienia i piękne zdjęcia 🙂 strasznie mi się podoba ten wpis 🙂
Bardzo klimatyczny wpis, pobudza zmysły, pełno w nim zapachu …wspomnień…można się zachłysnąć.. uwielbiam Was!
Piękne zdjęcia!! Warto czekać na nowe posty u Was 🙂
Pierwszy raz komentuję, ale chciałam zapytać, skąd ta śliczna bluzeczka mamy? Podobna do tej, którą miała Lenka w Nałęczowie 😉
Pozdrawiam :):)
Dziękuję 🙂 Rzeczywiście podobna. To C&A.
Zdjęcia są niesamowite u Ciebie.
I wiesz co? Wcale mi nie pomagasz. Od dawna mnie nosi, by się wybrać nad nasze polskie jeziora, Bo nigdy nie byłam na pojezierzu. Przez Ciebei nosi mnie jeszcze bardziej.
Przepiękne zdjęcia i słowa! Aż się łezka w oku kręci, bo też spędzałam wakacje nad jeziorami… dziś oczekuję pierwszego wnuka lub wnuczki i nie mogę się doczekać, aż jego/ją tam zabiorę!
Jakim obiektywem zrobione są zdjęcia? Bardzo piękny blog!
Pozdrowienia znad morza 🙂
przepiękny klimat i zdjęcia cudne<3
Zdjecia naprawde cudowne!
Zapraszam na mojego nowego bloga o codziennosci i modzie dzieciecej 🙂
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze! Jesteście dla mnie mega kopniakiem do robienia tego, co robię!
Uwielbiam z moimi dzieciakami chodzić nad jezioro.. Mają wtedy taką uciechę. Szczególnie teraz kiedy jest tak gorąco.
Przepiękne zdjęcia.. Szczególnie to główne, na pomoście. Uwielbiam zdjęcia, to taka wspaniała pamiątka.
Też mam takie miejsca. W dodatku ciągle blisko, bo mieszkam tu, gdzie się urodziłam.