Wakacje to szczególny okres, nie tylko ze względu na aurę, która wyjątkowo nas rozpieszcza. W lipcu i sierpniu jakoś dalej do komputera, klapa laptopa wydaje się cięższa. Jest za to więcej okazji do spotkań z dawno niewidzianymi przyjaciółmi i znajomymi, mieszkającymi na co dzień stanowczo za daleko albo po prostu pędzącymi gdzieś wciąż... Ale ja dziś nie o tym. Nasze ostatnie tygodnie wybitnie sprzyjają refleksji nad upływającym czasem. Nie tylko dlatego, że Lena i Kuba rosną jak szaleni, usamodzielniają się i z każdym dniem coraz lepiej dogadują. Tegoroczny sierpień to dla mnie poniekąd powrót do przeszłości.
Tak, jestem mieszczuchem, ale to nie oznacza, że nie zakosztowałam wiejskiej sielanki. Pod koniec lat siedemdziesiątych moi Dziadkowie kupili mały kawałek ziemi na pojezierzu, 600 metrów od wody, z jednej strony otoczony lasem, z drugiej polami pszenicy i żyta. Raj na ziemi. O czymś bliżej jednego z najczystszych jezior w kraju można było wówczas tylko pomarzyć.
Odkąd pamiętam, spędzałam tam niemal całe wakacje z Dziadkami, którzy uciekali z miasta już w maju, by wrócić do niego w październiku. Choć początkowo nie było prądu ani bieżącej wody, a za lodówkę służyła studnia, nie przypominam sobie większych niedogodności, a raczej frajdę z mycia włosów wodą grzaną w ognisku. Chodziliśmy na ryby, na grzyby, na jagody, żurawiny, orzechy, a wieczorem na wieś po ciepłe mleko prosto od krowy (którego nie znosiłam i do dziś nie znoszę, jak na mieszczucha przystało). Razem sialiśmy w małym ogródku marchew i pietruszkę, zbieraliśmy truskawki, maliny, śliwki i zielony groszek. Rodzice tymczasem przywozili po pracy lody w termosach, ciepły chleb, Mirindę, orzechowe chrupki i nektarynki.
Najlepszą zabawą naszej wakacyjnej paczki, oprócz przesiadywania w jeziorze, było lepienie kotletów z błota, łapanie motyli, koników polnych, chodzenie po drzewach i budowanie szałasów. Ale najfajniejsze były ogniska. Takie prawdziwe ogniska, z przynoszeniem chrustu z lasu, z kiełbaską i chlebem, pieczonymi ziemniakami i jabłkami, nietoperzami latającymi nad głowami, z zabawą żarem na patykach (Paweł, jeszcze raz przepraszam za tę bliznę!) i oglądaniem spadających gwiazd. Z wiekiem nasze preferencje nieco się zmieniły, zaczęły się wyprawy na rowerach, karty i hacele, wciąż mieliśmy jednak ten sam sygnał nawołujący do zbiórki - głos sowy, który nauczyliśmy się wydobywać ze złożonych dłoni. W końcu nie mieliśmy komórek.
I dziś mogłyby na niewiele nam się zdać. Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że w miejscu tak obleganym w wakacyjnych miesiącach tak trudno złapać sieć. Mimo że poza zasięgiem, nie jest to już głusza. Za mojej pamięci zaczęły pojawiać się domki w drodze do kąpieliska, a dziś właściciele działek przy brzegu nie mogą sobie poradzić ze wzrostem poziomu wody. (Dobrze im tak, przez nich nie mogę przejść z wózkiem na około jeziora!) Wciąż pozostaje to jednak miejsce piękne, które posiada wszystko to, czego dzieciaki w wieku Leny i Kuby potrzebują i co ich uszczęśliwia. A jeśli uszczęśliwia ich - uszczęśliwia i mnie, nawet jeśli od dawna nie czuję już mięty do tego miejsca. A może nie czuję dlatego, że nie ma jej tu komu zasiać...?
Little Rose and Brothers (przeceny!)
2.
bluzeczka - Adams (sh)
spodenki - ReKids
buty - Bartek
Kuba:
bluzeczka - escarabajo.pl (przeceny!)
spodenki - C&A
buty - Bartek
Bardzo, bardzo chciałabym podziękować Babci M., bez której nie zdecydowałabym się wyjechać, oraz Dziadkowi D., który służy za najlepszego szofera (i nie tylko) na świecie!
warto czekać na porcję Waszych zdjęć…każdą ilość dni! :*
Witam! Podglądam Was już od jakiegoś czasu, przepiękne dzieciaczki i cudowny blog! Miałam takie same wakacje w dzieciństwie i bardzo chciałabym choć namiastkę podarować swoich dzieciom, kiedy będę je miała (mam nadzieję już wkrótce). Jesteście otrzeźwieniem i orzeźwieniem, kawałkiem prawdziwego życia (takiego dobrego, świadomego) w internecie. Chciałabym więcej, więcej i więcej postów, ale wiem, że wtedy nie będzie to już to samo życie i ten sam blog, więc nawet nie śmiem prosić. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną porcję jak na najlepsze lody z termosu!
Jak fajnie powspominać dawne czasy – szkoda,że już nigdy nie wrócą…Dziciaki cudowne,zdjęcia cudowne.Pozdrawiam
Rzeczywiście piękne to Wasze lato! 🙂 Czy ja dobrze widzę, że Lena gra w Scrabble? 🙂 To akurat moje dzieciństwo 🙂
Cudowne zdjęcia jak zawsze zresztą:) Lato na wsi jesc przecudne!!!
Całe dzieciństwo spędziłam na wsi, z tym, ze zamiast paczki (wieś wyjątkowo uboga w dzieciaki) miałam liczne rodzeństwo. Ogniska wymiatały, w tym te palone bezpośrednio na kartofliskach. Żal dupcię ściska, że moje dzieci wychowują się w mieście, baaardzo daleko od tejże wsi. Post piękny, jak zawsze, mądry, jak zawsze, z refleksyjną puentą, jak zawsze. Dzięki!
Lubię to! 🙂 po te puenty tu wracam i po zdjęcia! I jeszcze nieśmiało bardzo proszę więcej ojca rodziny 🙂
Jej, jak ja Wam zazdroszczę tej cudownej parki!!! Pracujemy intensywnie na drugiego dzidziusia, ale dalej cicho… a u Was takiepiękne widoki gdy Kuba przytula Lenkę! Bezcenne! :* Słodziaki! :* tak w ogóle to Kubuś bez grzywki – mmmmm mega ciacho! Chociaż ja i tak w nim zakochana! 🙂
Jestem fanką małych stópek, i jak się przekonałam po tym poście, nie tylko moich dzieci. Po prostu sweet! 🙂
Ileż w jednym poscie wspomnień, sentymentu,refleksji i pięknych kadrow …..
Czasami się uświadamiamy sobie jak niewiele potrzeba aby lato było piękne 🙂
Kuba przytulający się do Lenki i dzieci na drodze ( takie wypatrująco- czekające)- piękne! Będziemy zaglądać na pewno:)
Cudnie!
A czemu Lenka potrzebowała pocieszenia? Bardzo jestem ciekawa 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
a mnie czasem „przeszkadza” już to, ze dzieciaki juz takie smaodzielne..;) czerpię silę z chwil kiedy przychodzą i wtulają się we mnie słodko ;)tyle mi już pozostalo 😉
Pozdrawiam i zapraszam do nas..od dziś też prowadzimy bloga 😉
W galerii konkursowej nadal brak zdjęć które wysłałam w niedzielę,w takim razie jak mam zbierać głosy??