Gorączka zatrzymała nas na parę dni w domu, nuda sięga zenitu, nie pomagają już nawet ulubione bajki… tak, te bajki, telewizyjne! Nie będę udawać, że całymi dniami czytamy, układamy puzzle, budujemy wieże z klocków, śpiewamy, tańczymy i recytujemy. Pranie samo do pralki nie wskoczy i z niej nie wyskoczy, podłoga się sama nie odkurzy, naczynia same nie zmyją, obiad nie ugotuje itd… jak długo trzylatek jest w stanie sam zająć się sobą, można liczyć w minutach, a roczniak na razie nie daje rady zapewnić wystarczających rozrywek. Nic więc dziwnego, że postaci ze szklanego ekranu siłą rzeczy stają się naszymi dobrymi znajomymi, jeśli nie przyjaciółmi. Czytaj dalej…
Wpisy z kategorii: Co robimy?
Subiektywna TV

Jak sprawić dziecku najwspanialszy prezent

Pamiętam jedną z pierwszych swoich w pełni świadomych próśb, która jako anegdota do dziś krąży w mojej rodzinie: – Mamusiu, proszę, urodź mi siostrzyczkę… albo braciszka… albo chociaż pieska… – Czworonoga doczekałam się wcześniej, siostry dopiero po dziesięciu latach. Choć kocham ją nad życie, obie wiemy, że ta dekada jeszcze długo będzie barierą trudną do przekroczenia. Czytaj dalej…
Rodzicielką być

Dziesiąty post to idealna okazja, aby wreszcie się ujawnić. Lena i Kuba są bohaterami tego bloga, jego niekwestionowanymi gwiazdami, najwdzięczniejszym tematem i niewyczerpanym źródłem inspiracji. Nie oszukujmy się jednak – o formie i treści decyduję tu ja, czyli Rodzicielka. Uznałam za koniecznie ukazanie Wam mojego oblicza. Oto ono.
Dzień Niepodległości

Jak można się było spodziewać, 11 listopada Polacy dali popis tego, jak pięknie wspólnie, całymi rodzinami potrafią fetować odzyskanie niepodległości. Choć nam weekend minął bardzo miło, pod znakiem spacerów i rodzinnych imienin Lenki, nie obyło się bez corocznej zadumy nad polskością. Bo mnie ten dzień zawsze nastraja bojowo, wcale nie dlatego, że należę do skrajnej organizacji, czy to z prawej, czy lewej strony, bynajmniej. Pamiętam jedną z pierwszych mądrości, którymi uraczyła mnie moja wspaniała Babcia: jeśli jesteś w grupie i masz inne zdanie niż wszyscy, na pewno się mylisz. Innymi słowy, większość ma zawsze rację. Być może kochana chciała w ten sposób złagodzić nieco moją kłótliwą i przekorną naturę, parę ładnych lat zajęło mi jednak oswobodzenie się z tego idiotycznego przekonania. Na szczęście udało się, zanim zdążyłam przekazać je swoim dzieciom. Wkurza mnie, że ta nasza wywalczona niepodległość nie jest równoznaczna z niezależnością umysłów. Że ktoś nasz naród kiedyś tak bardzo skrzywdził i spaczył, ograbił z wewnętrznej jednostkowej wolności, której odzyskanie może zająć wieki, a może i nigdy się nie uda. Że wiedzę masowo czerpiemy w niewłaściwy sposób i z niewłaściwych źródeł. Że wciąż dla wielu ważniejsze jest „co ludzie powiedzą” niż to, co jest naprawdę ważne… Dlatego mam nadzieję nauczyć moje dzieci odwagi samodzielnego myślenia. Będę szczęśliwa, kłócąc się z nimi, bo może dzięki temu będą potrafiły dyskutować. Co ważne, mogą się mylić i nie muszą się tego wstydzić, jeśli będą potrafiły przyznać się do błędu. Ludzkość szybko odkryła, że errare humanum est i cogito ergo sum. Szkoda, że od pewnego czasu jest to skutecznie wymazywane z naszej świadomości. Lena: czapka – no name szalik – Allegro kurtka – 5-10-15 kożuszek, spodnie – Tesco/F&F Kids buty – H&M Kuba: czapka – Next chustka – Allegro kurtka – Tesco/F&F Baby spodnie – Pepco
Listopadowa wczesna jesień

Synoptycy najwyraźniej powariowali, niektórzy na weekend zapowiadają u nas nawet piętnaście stopni, postanowiłam więc odgrzebać wydawałoby się już nieaktualny materiał zdjęciowy sprzed miesiąca, zrealizowany przez niezastąpioną ciocię Dianę. Wypłynął przy tym wdzięczny temat ciotek i wujków, którzy przy odrobinie dobrej woli mogą stać się najlepszymi kumplami naszych dzieci, a jednocześnie naszymi najskuteczniejszymi pomocnikami. Czytaj więcej…
Historia pewnego chomika

Jedynym okresem w moim życiu, w którym przejawiałam skłonności do gromadzenia przedmiotów, była podstawówka. Osiem lat to dość czasu, aby półki w regale uginały się pod ciężarem przeróżnych pamiątek ze szkolnych wycieczek i kolonii, wśród których najcenniejszymi były: kamień z Gór Świętokrzyskich, gliniany mnich na beczce wina z Zakopanego i łoś-skarbonka z Krakowa. W ozdobnej szkatułce drzemały w hurtowych ilościach minerały na rzemykach i drewniane koraliki. Co się z nimi stało – nie mam pojęcia. Kiedy w pierwszej klasie liceum poznałam Twórcę, jego negacyjne podejście do wszelkich bibelotów, poparte obszernym i zaiste racjonalnym wyjaśnieniem, wpłynęło na mnie na tyle silnie, że pozbyłam się wszystkiego, czego jedynym zadaniem jest zbieranie kurzu. Od tamtej pory gromadzę wyłącznie książki, z których te najlepsze lubię mieć na własność, i oczywiście zdjęcia. Te ostatnie nie zajmują dużo miejsca, wszystkie leżą grzecznie na twardym dysku, czasem wyciekają do sieci, nie mają jednak dziwnej tendencji do odbijania się na papierze. Czytaj dalej…
Pierwszy śnieg

Pierwszy prawdziwy śnieg (nie taki, który topnieje natychmiast po zetknięciu z ziemią) spadł w tym roku pod osłoną nocy. Przez okno podziwialiśmy coraz grubszą pierzynkę okrywającą dachy sąsiednich domów, drzewa, trawniki, ulice, chodniki… z nadzieją, że do następnego ranka nie zniknie i można będzie urządzić śniegową bitwę. Tak też się stało i, z pomocą dziadków, niedzielne przedpołudnie zakończyło się wielkim suszeniem garderoby… Zaszczytu powitania białego puchu dostąpiła na razie wyłącznie Lena, mężczyźni zostali bowiem w domu. Tymczasem śnieg najwyraźniej postanowił zabawić u nas chwilę dłużej, postaramy się więc lada dzień nadrobić zaległości poznawcze Kuby. Czytaj więcej
Babciuniu! Dziadziuśku!

Za oknem pierwszy śnieg zamienił się w zacinający deszcz, chłód niemal czuć przez szybę. Postanowiliśmy ogrzać się trochę zdjęciami ze spaceru, na którym nieświadomi byliśmy jeszcze, że żegnamy się ze złotą jesienią. Oglądanie zdjęć to jedna z ulubionych czynności Lenki, jest bowiem doskonałą okazją do opowiadania ze szczegółami, co każdemu z nich towarzyszyło. Kuba też nie odmawia, siedzi wtedy na swoim ulubionym miejscu, czyli maminych kolanach. A że ostatnie liściaste wyjście doszło do skutku dzięki asyście najdroższej Babciusi, naszły mnie okołodziadkowe refleksje.
Rodzicielka na shoppingu

OK, przyznaję się bez bicia – uwielbiam zakupy. Choćby nie wiem ile woltów przepłynęło przez mój mózg z polecenia Twórcy, podejrzewam, że nigdy się to nie zmieni. Wraz z narodzinami Lenki zmieniła się jednak zasadniczo zawartość toreb, które przynoszę do domu po powrocie z centrum handlowego. Za każdym razem, kiedy usiłuję wzbogacić swoją szafę o coś, co sprawi, że będę wyglądać trochę bardziej na czasie, kończy się tym, że całe wychodne mitrężę na działach dziecięcych i ostatecznie zapominam, po co przyszłam. Kiedy pojawił się Kuba, zrobiło się jeszcze gorzej, bo ubieranie małego mężczyzny to… cóż począć, jeszcze większa radocha! Swoją drogą, dla Leny też bardzo często wybieram ciuszki z metką „for boys”. Dlaczego? Czytaj więcej…



