Tak, pierwszy rok Kuby minął zdecydowanie za szybko! Zbyt pochopnie w pierwszych tygodniach po jego narodzinach, kiedy kolejną noc z rzędu budził nas po raz dziesiąty, wypowiedzieliśmy z Twórcą magiczne życzenie: żeby już miał rok, żeby już chodził… Chodzi, zaczął dzień przed mikołajkami i robi to coraz sprawniej. Dziś przeszedł, niemal przebiegł, całą drogę od pokoju Leny do kuchni, jakieś 12 metrów, dwa zakręty, próg. Potrzebował jednego przystanku, na podniesienie z podłogi Lenkowego puzzla.
Wpisy z kategorii: Bawialnia, Biblioteczka, Kuchnia, Mama się mądrzy, Konkursy, Szafy, Rozmówki
Z jego objęć wyrwany, byłbyś bardziej beztroski

Big Love

Opowiem Wam dziś krótką historię pewnej miłości. Jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach, okupionej stresem i bólem, wcale nie romantycznej i bynajmniej nie od pierwszego wejrzenia. Dziś mija rok, odkąd Kuba pojawił się na tym świecie. Zdecydowanie najkrótszy rok w moim życiu. Pozwólcie, że przybliżę, jak to z nami było.
Nasze ulubione zabawki

Lena lubi układać, nieważne: puzzle, makaron czy sztućce w szufladzie. Kuba zdecydowanie preferuje przedmioty, które uderzane jeden o drugi wydają głośny dźwięk, a dla ich dobra lepiej, jeśli mają wysoką klasę ścieralności i odporności na mleczaki. Twórca, jak sama nazwa wskazuje, lubi tworzyć i konstruować. Ja świetnie się bawię, łącząc kolory. Jest więc taka zabawka, która rządzi w naszym domu niepodzielnie. Nie jakaś wyszukana, niszowa, a najprostsza, ogólnodostępna. Klocki Lego. Czytaj więcej…
Drogi Święty Mikołaju

Lena i Kuba napisali w tym roku z moją pomocą swoje pierwsze listy do Ciebie. Jedyne, czego mógł sobie zażyczyć brat, ze względu na ograniczony zasób słownictwa, to „mniam” (jedzenie), „brum” (samochód) i „łap” (piłka). Siostra tymczasem nie wyobraża sobie życia bez pieska na smyczy, nowej piłki, płaszczyka jak Czerwonego Kapturka i nowej książeczki z bajkami. Jest jednak jeszcze parę rzeczy, o które ja sama chcę dla nich prosić, bo choć brutalna prawda o Twoim nieistnieniu została mi uświadomiona grubo ponad dwadzieścia lat temu, dobrze byłoby wierzyć, że moje życzenia się spełnią. Czytaj więcej…
Byle do wiosny!

Odkąd w roku 2000 zaczęliśmy z Twórcą razem chodzić, chodzimy nieustannie. W liceum przeszliśmy miasto wzdłuż i wszerz, na studiach każdy bezdeszczowy dzień kończyliśmy spacerem. Na paryskich chodnikach schodziliśmy buty, na lizbońskim bruku stopy, a na tatrzańskich szlakach kolana. Kiedy nosiłam Lenę w brzuchu, pięciokilometrową przechadzką w trzecim miesiącu o mało nie doprowadziliśmy do tragedii. Wraz z pojawieniem się dzieciaków częstotliwość naszych pieszych wycieczek spadła drastycznie. Bo obowiązków więcej, czasu mniej, a wyjście z nimi to niemal przedsięwzięcie. Bo po 22:00 śpią, a o tej porze w lecie spacerowało się zawsze najprzyjemniej… Czytaj więcej
Jak sprawić dziecku najwspanialszy prezent

Pamiętam jedną z pierwszych swoich w pełni świadomych próśb, która jako anegdota do dziś krąży w mojej rodzinie: – Mamusiu, proszę, urodź mi siostrzyczkę… albo braciszka… albo chociaż pieska… – Czworonoga doczekałam się wcześniej, siostry dopiero po dziesięciu latach. Choć kocham ją nad życie, obie wiemy, że ta dekada jeszcze długo będzie barierą trudną do przekroczenia. Czytaj dalej…
Rodzicielką być

Dziesiąty post to idealna okazja, aby wreszcie się ujawnić. Lena i Kuba są bohaterami tego bloga, jego niekwestionowanymi gwiazdami, najwdzięczniejszym tematem i niewyczerpanym źródłem inspiracji. Nie oszukujmy się jednak – o formie i treści decyduję tu ja, czyli Rodzicielka. Uznałam za koniecznie ukazanie Wam mojego oblicza. Oto ono.
Dzień Niepodległości

Jak można się było spodziewać, 11 listopada Polacy dali popis tego, jak pięknie wspólnie, całymi rodzinami potrafią fetować odzyskanie niepodległości. Choć nam weekend minął bardzo miło, pod znakiem spacerów i rodzinnych imienin Lenki, nie obyło się bez corocznej zadumy nad polskością. Bo mnie ten dzień zawsze nastraja bojowo, wcale nie dlatego, że należę do skrajnej organizacji, czy to z prawej, czy lewej strony, bynajmniej. Pamiętam jedną z pierwszych mądrości, którymi uraczyła mnie moja wspaniała Babcia: jeśli jesteś w grupie i masz inne zdanie niż wszyscy, na pewno się mylisz. Innymi słowy, większość ma zawsze rację. Być może kochana chciała w ten sposób złagodzić nieco moją kłótliwą i przekorną naturę, parę ładnych lat zajęło mi jednak oswobodzenie się z tego idiotycznego przekonania. Na szczęście udało się, zanim zdążyłam przekazać je swoim dzieciom. Wkurza mnie, że ta nasza wywalczona niepodległość nie jest równoznaczna z niezależnością umysłów. Że ktoś nasz naród kiedyś tak bardzo skrzywdził i spaczył, ograbił z wewnętrznej jednostkowej wolności, której odzyskanie może zająć wieki, a może i nigdy się nie uda. Że wiedzę masowo czerpiemy w niewłaściwy sposób i z niewłaściwych źródeł. Że wciąż dla wielu ważniejsze jest „co ludzie powiedzą” niż to, co jest naprawdę ważne… Dlatego mam nadzieję nauczyć moje dzieci odwagi samodzielnego myślenia. Będę szczęśliwa, kłócąc się z nimi, bo może dzięki temu będą potrafiły dyskutować. Co ważne, mogą się mylić i nie muszą się tego wstydzić, jeśli będą potrafiły przyznać się do błędu. Ludzkość szybko odkryła, że errare humanum est i cogito ergo sum. Szkoda, że od pewnego czasu jest to skutecznie wymazywane z naszej świadomości. Lena: czapka – no name szalik – Allegro kurtka – 5-10-15 kożuszek, spodnie – Tesco/F&F Kids buty – H&M Kuba: czapka – Next chustka – Allegro kurtka – Tesco/F&F Baby spodnie – Pepco
Historia pewnego chomika

Jedynym okresem w moim życiu, w którym przejawiałam skłonności do gromadzenia przedmiotów, była podstawówka. Osiem lat to dość czasu, aby półki w regale uginały się pod ciężarem przeróżnych pamiątek ze szkolnych wycieczek i kolonii, wśród których najcenniejszymi były: kamień z Gór Świętokrzyskich, gliniany mnich na beczce wina z Zakopanego i łoś-skarbonka z Krakowa. W ozdobnej szkatułce drzemały w hurtowych ilościach minerały na rzemykach i drewniane koraliki. Co się z nimi stało – nie mam pojęcia. Kiedy w pierwszej klasie liceum poznałam Twórcę, jego negacyjne podejście do wszelkich bibelotów, poparte obszernym i zaiste racjonalnym wyjaśnieniem, wpłynęło na mnie na tyle silnie, że pozbyłam się wszystkiego, czego jedynym zadaniem jest zbieranie kurzu. Od tamtej pory gromadzę wyłącznie książki, z których te najlepsze lubię mieć na własność, i oczywiście zdjęcia. Te ostatnie nie zajmują dużo miejsca, wszystkie leżą grzecznie na twardym dysku, czasem wyciekają do sieci, nie mają jednak dziwnej tendencji do odbijania się na papierze. Czytaj dalej…