Jako zagorzała orędowniczka hasła "podróże kształcą" najchętniej spędzam z dziećmi czas poza domem. Nasze wojaże jeszcze przez chwil kilka ograniczone będą terytorialnie, wciąż spełniają jednak swoją funkcję znakomicie, o czym pisałam dwa posty temu. Wraz ze skracaniem się dnia wydłuża się czas spędzany w czterech ścianach, co nas włóczykijów trochę smuci, ale na pewno nie przeraża. Próbę generalną przed zimą zaliczyliśmy już na początku października, uziemieni przez przeziębienie.
W związku z trybem życia ilość zabawek w naszym domu jest ograniczona. Z ręką na sercu, od czerwca pod nasz dach trafiło wyłącznie kilka resoraków, szmaciana lalka i zestaw foremek do piaskownicy. Po powrocie z długiego wakacyjnego wyjazdu dzieci przez miesiąc na nowo poznawały to, co tu zostawiły. Na dodatek Lena chętnie "pomaga" w domu: sprząta, rozwiesza i składa pranie, wyciera kurze. Jeszcze chętniej bawi się w odgrywanie ról, nie potrzebuje przy tym wyszukanych rekwizytów - posługuje się tym, co znajdzie pod ręką, za lunetę chociażby przyjmując zużytą rolkę po papierowym ręczniku. Kuba natomiast jest fantastyczną... małpką. Małpuje siostrę we wszystkim, a to gwarantuje mnóstwo świetnej zabawy. No, i ma swoje auta.
Reszty dopełniają nowe książki (te kolekcjonują zawzięcie, po mamusi ;)), kolorowanki (zajrzyjcie koniecznie na bazgroszyt.pl - zeszyty ćwiczeń w plikach do pobrania, uwielbiam za możliwość drukowania w nieskończoność wybranych stron), kredki i farby w sztyfcie. Te ostatnie trafiły do nas dzięki uprzejmości dystrybutora i muszę przyznać, że przerosły moje oczekiwania. Jasne, nic nie zastąpi prawdziwych farb, wody pędzelka i kubka, Instant Playcolor to jednak świetna alternatywa dla tych rodziców, których dzieci bardzo lubią malować, a którzy nie chcą kilka razy dziennie rozkładać całego kolorowego kramu.
Nawet jeśli dzieci nie sygnalizują, że im się nudzi, warto czasem wprowadzić do ich zabaw urozmaicenie. Na pomysł "magicznego pudełka" wpadłam zupełnie przypadkowo, przypomniawszy sobie tę zabawę z mojego dzieciństwa. Nazwa nie pochodzi ode mnie, a wymyśliła ją Lena ;) W dużym tekturowym pudełku (najlepiej takim ze zdejmowaną pokrywą, ale niekoniecznie) wycinamy za pomocą nożyka introligatorskiego na przeciwległych ścianach dwa otwory - mniejszy, mieszczący rękę, oraz możliwie jak największy. Ja okleiłam pudełko dodatkowo szarym papierem, aby można było je następnie ozdobić, a także aby uniknąć oskarżeń o lokowanie produktu ;) Powstaje w ten sposób świetne narzędzie do zabawy w rozpoznawanie przedmiotów wyłącznie poprzez dotyk. Lena okazała się mistrzynią (niemal bezbłędną, pomyliła tylko marchewkę z kabanosem ;)), Kuba nie do końca zrozumiał, o co chodzi, ale i tak frajda była ogromna :)
Na koniec wypada wspomnieć o książce, bez której nasz dom nie byłby taki sam. To "Mapy" Mizielińskich. Nieraz już o nich pisałam (na przykład tutaj), ale przypominać będę do znudzenia, na wypadek, gdyby ktoś jeszcze ich nie miał. O innych naszych książkowych "lubieniach" już wkrótce!
Uwielbiamy „Mapy” !! :)))) Też planuję wpis o tej książce 😀
I Mapy i bazgroszyt uwielbiamy i chętnie do obu sięgamy, dlatego teraz czatujemy na mapownik , czyli połączenie geografii z plastyka 🙂
Świetny pomysł z magicznym pudełkiem, pamiętam z dzieciństwa, muszę skopiować u nas 🙂
Dołeczki w łapkach! <3
Twoje dzieci wydają się byc IDEALNE … nie powinnam tu wchodzic, poniewaz postanowiłam jednak nie miec dzieci, ale jak tylko sie tu pojawiam to nie wiedzieć czemu 😉 zmieniam natychmiast zdanie … 🙂
Taaaa, u Leny i Kuby przeważnie sielankowo, więc nie daj się zwieść pięknym zdjęciom ;))))
Kurcze, prawie są! Serio! Najsłabszym ogniwem jestem ja 😉
Żeby jednak nie przekłamywać rzeczywistości – odsyłam do tego wpisu: http://lenaikuba.pl/dlaczego-nie-warto-miec-dzieci/
U nas też prawie 😉 Jednak średnio raz w miesiącu, no nie…może raz na dwa, mam ochote powystrzelać dzieciaki w kosmos i koniec tej sielanki 😉 😛
Myślałam, że Twój pierwszy komentarz był złośliwy, Szczęściaro 🙂 Już się oburzyłam. Ale od początku 🙂
Trafiłam tu w wakacje, przeczytałam od deski do deski, od tamtej pory śledzę blog. Widziałam wpis „Dlaczego nie warto mieć dzieci” i chyba zrozumiałam go tak, jak autorka założyła. Że macierzyństwo to pasmo wyrzeczeń, ale takich, które warto poczynić, bo efekty są powalające.
Sama mam trójkę dzieci – 3,5 i dwa razy 1,5. Wszystkie są ze mną w domu. Kiedy opowiadam o nich koleżankom, patrzą na mnie z niedowierzaniem, chcą się zamienić na dzieci i tp. Żartem oczywiście, ale jednak. Wtedy zaczynam prostować, że też miewają złe dni, że ja miewam, bo przecież tak jest, nie może nie być. Też mam ochotę wsadzić ich do rakiety 🙂 Ale bilans wychodzi na wielki plus. Wielki. I myślę, że gdybym założyła bloga, byłby on bardzo podobny do tego o Lenie i Kubie 🙂 Na pewno nie tak piękny (jestem fotograficznym beztalenciem), ale z podobną przewodnią myślą.
Reasumując – fajnie, że jesteście 🙂 Fajnie wiedzieć, że ktoś myśli tak samo 🙂
A nawiązując do tego wpisu – czasem mi się wydaje, że dzieci lepiej bawią się same ze sobą w trójkę niż ze mną 🙂
Bardzo bardzo serdecznie pozdrawiam 🙂
Iza
To był taki komentarz z prymrużeniem oka 😉
Można? Można! 🙂 Bardzo mi miło 🙂
Ja też czasem myślę, że jestem dzieciakom całkowicie zbędna 🙂 Przez jakieś pół godziny zmywania, do czasu, aż siądę przy gazecie czy komputerze, a Lena dokładnie w tym momencie nie przyjdzie ze swoim rozbrajającym: „Mamusiu, pobawisz się z nami?” 🙂
Pozdrawiam ciepło 🙂
U nas też królują te farby w sztyfcie, są genialne!
Pudełko to świetny pomysł, będę je miała w pamięci :).
poprosimy o post. „jak robić tak wspaniałe zdjęcia” :D:P
A ja o tym, jak robić tak wspaniałe dzieci :D:D
ja narazie jedno wspaniałe już mam tylko w robieniu zdjęć jestem noga. a tu poprostu zdjęcia sa magiczne:):). ponawiam prośbe:)
Już na to odpowiedziałam 🙂
http://lenaikuba.pl/nasze-zdjecia-kilka-slow-wyjasnienia/
fryzura Leny i szczere uśmiechnięte oczy Kuby rulez!
wspólne skupienie nad mapami – bezcenne 🙂
eh, mam nadzieję, że w koncu się poznamy!
Fajne macie zabawy, u nas zgadywanka jeszcze nie da rady, bo mój szkrab ma tylko 1,5 roku. Za to dziś całkiem legalnie malował kredą po stole, tak oto nam go babcia” wychowuje” 😛
Co do map, pamiętam że miałam podobną książkę w dzieciństwie, chyba „Poznaj świat” jeśli się nie mylę. Kojarzycie?
Jeeejku ! Jakie oni mają piękne, duże, brązowe oczyyyy! :):):)
<3
Kurcze, muszę koniecznie spróbować, o co chodzi z tymi Mapami (już któraś osoba w moim otoczeniu twierdzi, że jest o naprawdę super sprawa). Moja Pola uwielbia podróże (włóczykij z niej po tatusiu) i myślę, że tego rodzaju książka mogłaby ją naprawdę dość mocno zainteresować.
Bazgroszyt, farby w sztyfcie i zabawę w odgadywanie przedmiotów doskonale znamy 🙂 tylko ta książeczka jest nowością i zainteresowała mnie.
Fajnie spędzacie czas. Do dobrej zabawy czasem trzeba tak niewiele, wystarczy pudełko, malowanka, kredki, dobra książka. My też lubimy takie zabawy. Zapraszam do nas http://maniamamowania.pl/kat/zabawy-i-zabawki/