Dziesiąty post to idealna okazja, aby wreszcie się ujawnić. Lena i Kuba są bohaterami tego bloga, jego niekwestionowanymi gwiazdami, najwdzięczniejszym tematem i niewyczerpanym źródłem inspiracji. Nie oszukujmy się jednak - o formie i treści decyduję tu ja, czyli Rodzicielka. Uznałam za koniecznie ukazanie Wam mojego oblicza. Oto ono.
Mając na uwadze niechybnie zbliżający się moment tej sesji, wybrałam się do fryzjera na małe ciach-ciach. Ostatnio pozwoliłam sobie na ten luksus, kiedy Kuba skończył miesiąc, musicie sobie zatem wyobrazić, co się działo na mojej głowie. Pani Agata to jedyna osoba, której w materii włosów mogę zaufać bezgranicznie, zna mnie praktycznie od zawsze i przeszła ze mną przez wszystkie moje wariactwa – od krótkich naturalnych, przez średniej długości rude, krótkie kruczoczarne, długie blond i... milion faz przejściowych, aż po dzisiejszy stan rzeczy. Kto ma swojego ukochanego fryzjera, takiego, od którego odejście, choćby mały skok w bok, kończy się tragedią, ten wie, co to oznacza... Otóż Pani Agata zapytała mnie, czy dom mnie nie męczy.
– Owszem, czasem tak – odpowiedziałam. – Ale mam cudowne dzieci, więc nie mogę narzekać.
– Wiesz, one są dobre, bo jesteś z nimi, spędzasz z nimi dużo czasu. Gdybyś rzucała je na osiem godzin do żłobka czy przedszkola… oj, podejrzewam, że wtedy nie byłyby takie same.
Na pewno nie byłyby! Codziennie widzę korzyści związane z byciem mamą na pełny etat. Taki jest mój, i nasz jako rodziny, wybór. Wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na ten komfort i jestem za to wdzięczna losowi. Ilekroć ktoś pyta mnie, kiedy Lenka (przypominam: rocznik 2010!) idzie do przedszkola, żałuję, że nie mam kałasznikowa. Pewnie zaraz oberwę od wszystkich feministek świata tego, ale twierdzę z całą stanowczością, że każda matka, która decyduje się (podkreślam – decyduje, a nie jest zmuszona, choć "zmuszona" to też pojęcie względne) wrócić na pełny etat po urlopie macierzyńskim, robi potworny błąd! I nie może mieć pretensji do nikogo innego oprócz siebie, że ma niedobre dziecko. Ono nie urodziło się niegrzeczne, rozwrzeszczane, niesforne, okropne czy jakkolwiek inaczej nazwane. Odkąd skończyło owe niewiarygodne sześć miesięcy, wychowywane jest głównie przez innych (nieważne czy obcych, czy bliskich) ludzi. Równie dobrze mogłaby wrócić do pracy zaraz po wyjściu ze szpitala, karmienie piersią to marna wymówka.
Kiedy moje dzieci kończyły pół roku, za każdym razem wracała do mnie ta sama refleksja (nieco wbrew psychologicznym teoriom komunikacji prenatalnej): dopiero półroczniak zaczyna naprawdę potrzebować matki. Chodzić i mówić uczymy się najczęściej na przełomie roku, a wraz z rozwojem mowy poznajemy świat i wtedy zaczynamy… pamiętać. Wtedy też zaczyna się budowanie więzi, którą trudno porównać z jakąkolwiek inną. Jasne, czasem zdarza się, że matka jest z dziećmi w domu non stop, ale więź "dziwnym trafem" sama się nie buduje. Tak czy inaczej, wydłużenie urlopu macierzyńskiego uważam za najlepszy pomysł obecnego rządu, nie tylko pod kątem finansowym, ale także potencjalnego wpływu na świadomość społeczeństwa. Nie skreślam tym samym kobiet, które wybrały pracę. Wiele z nich to wspaniałe matki, które każdą wolną chwilę poświęcają dzieciom. Jeśli nie spełniają się wyłącznie na łonie rodziny, cóż – nie ma nic gorszego niż sfrustrowany rodzic. Ja jednak zdecydowałam inaczej i bardzo proszę wszystkich, aby uszanowali mój wybór i nie pytali mnie za każdym razem, czy NAPRAWDĘ nie zamierzam pójść do pracy.
PS. Obiecuję nie zadręczać Was więcej moim wizerunkiem. Sytuację potraktujmy jako incydentalną.
Zdjęcia: ciocia Diana
Rodzicielka:
sukienka - Mohito
buty - Bata
Lena:
sukienka (tu jako bluzka z baskinką) - 5-10-15
spóniczka - CoolClub
Kuba:
spodnie, koszula - Pepco
body - Tesco/F&F Baby
świetne zdjęcia *.*
Witam! Jestem Ania i jestem mamą 3 letniej Hani. Mam taki sam problem, gdyż również zdecydowałam się na to, aby moje dziecko było w domu przynajmniej do 3 roku życie. Każdy dzień spędzamy razem, każdy inaczej. I jestem szczęśliwa, bo te chwile mamy dla siebie. Prawie codziennie spotykam się z pytaniami „Hania jeszcze nie poszła do przedszkola?” i stwierdzeniami „że robimy jej krzywdę izolując ją od dzieci”. Hania ma codzienny kontakt z dziećmi, chociażby z moją pięcioletnią siostrą Zuzą. A ja już myślę o wrześniu, kiedy to córka pójdzie do przedszkola. I wiem, że dla mnie to będzie trudniejsze niż dla niej.
Czytam Twojego bloga od początku i jest zapewne najlepszym jakim do tej pory czytałam. Dzieci wspaniałe i poważnie zaczynam myśleć o rodzeństwie dla Hani.
Gorąco pozdrawiam!
P.S. Całkiem inaczej sobie Ciebie wyobrażałam 🙂
Droga Aniu,
cieszę się, że jest nas, matek z misją, więcej!
Co do rodzeństwa dla Hani: muszę przyznać, że narodziny Kuby bardzo ograniczyły moje możliwości spędzania „każdego dnia inaczej” i zapewniania Lenie atrakcji, na jakie zasługuje. Pisałam z resztą o tym tu: http://lenaikuba.blogspot.com/2012/10/pierwszy-snieg.html 🙂 Jestem jednak przekonana o słuszności tej decyzji i każdego namawiam na jak najmniejszą różnicę wieku pomiędzy dziećmi. To cudowne patrzeć, jak razem rosną! Nie myśl więc długo tylko działaj!
Pozdrawiamy!
czy z Miss Ferreirą jesteście siostrami ? 🙂
a jeśli chodzi o przedszkole to ja osobiście je bardzo dobrze wspominam, tak samo żłobek. ale może wynika to z tego że od małego lubiłam spędzać czas w grupie i wyrywałam z domu 🙂
p.s. piękne zdjęcia.
Nie, nie jesteśmy siostrami! 😉
Ja też lubiłam przedszkole i nie zamierzam Lenki izolować od dzieci, ani trzymać na siłę w domu. Do przedszkola przyjmują jednak najwcześniej trzylatki i niekoniecznie na 9 godzin. Jestem za to wielką przeciwniczką żłobków. Oddanie niemówiącego dziecka pod opiekę całkiem obcych osób, w obce miejsce, niezależnie od opinii danej placówki, jest dla mnie niedopuszczalne.
Jestes niesamowicie piekna i masz cudowne dzieciaki 🙂
Dziękuję, Dag! Z drugim zgodzę się bez zastrzeżeń, co do pierwszego – nie przesadzałabym 🙂
Kochana!
Mimo, że niejedna osoba posądza mnie o feministyczne zajawki, popieram to co mówisz! Nie dlatego, że ja myślę podobnie. Bo ja (stety czy nie) nie jestem z tych mam z powołaniem. Mi się marzy BARDZO ucieczka z domu.
Zgadzam się z Tobą, że jeżeli jakiejś mamie to odpowiada tak jak Tobie to super! I super, że podkreślasz to, że chodzi o mamy, które tego chcą, a nie że są zmuszane 🙂
P.S. Zajefajne macie zdjątka Rodzicielko 🙂
Pisząc o byciu „zmuszanymi” miałam na myśli kobiety, które „muszą” pracować ze względów finansowych lub z obawy przed wypadnięciem z rynku pracy. Cudzysłów pojawił się nie bez powodu, bo zawsze podchodzę z nieufnością do takiego tłumaczenia. Niestety, w naszych realiach pójście do pracy generuje koszty niejednokrotnie porównywalne z potencjalnym zarobkiem. Bardzo często jest to właśnie ucieczka z domu, bo, nie oszukujmy się, bycie full-time mum, szczególnie więcej niż jednego malucha, to nie bułka z masłem i na pewno nie jest dla każdego.
Po przeczytaniu Twojego postu naszła mnie myśl ….co za ograniczenie ….
Dziecko jest „niedobre” bo matka poszła do pracy?????co za bzdura…..
Powiedz to o „byciu zmuszanym” i o „niedobrym dziecku” samotnym matkom, które z różnych powodów wychowują dzieci SAME i nie mają innego wyjścia jak wrócić do pracy – owszem mogą wybrać opiekę społeczną, pieniądze podatników, marne kilka groszy za które nie można opłacić podstawowych potrzeb….Wybierają odpowiedzialność za swoje dzieci i połykają swoje łzy w samotności.
Powiedz to rodzinom które z różnych powodów potrzebują dochodów matki…..
Porażający brak wyobraźni, zamknięty w małym i ubogim w doświadczenia domku
Na szczęście nie mają czasu na czytanie takich wypowiedzi, a nawet jeśli mają to nigdy tu nie wrócą. Każdy ma swoje miejsce w NIEOGRANICZONYM świecie.
Po pierwsze: „nie każdy może sobie pozwolić na ten komfort i jestem za to wdzięczna losowi”. Po drugie: „niegrzeczne”, bo tak mówi o nim matka, która oczekuje cudów, sama nie dając nic w zamian. Po trzecie: „podkreślam – decyduje, a nie jest zmuszona”. Pisząc ‚zmuszona’ miałam na myśli właśnie sytuacje, o których piszesz – kobiety pozostawione same sobie, które MUSZĄ pójść do pracy, bo inaczej nie są w stanie zapewnić swojemu dziecku bytu. Ale tylko taką sytuację uważam za zasadną, aby iść do pracy. Nie kredyt na wielki dom, który „trzeba spłacać”. Nie kolejny samochód, który „trzeba” kupić i nie kolejne zagraniczne wakacje, na które „trzeba” pojechać. To te „różne powody”? Poza tym – jest wiele sposobów na zarobienie pieniędzy bez konieczności wychodzenia z domu na 8 czy 9 godzin. Nie siedzę w zamku, też mam problem ze związaniem końca z końcem, co nie zmienia faktu, że kocham moje życie i nie zamieniłabym go na inne.
PS. Nie piszę rozbudowanych postów, opisujących wszystkie przypadki macierzyństwa, bo inna jest koncepcja bloga. To nie oznacza, że nie mam o nich pojęcia.
Brawo!
Dobrze, że jest coraz więcej mam, które WYBIERAJĄ „siedzenie” w domu. Sama mam półrocznego synka (oczywiście najwspanialszego na świecie;) ) i z radością spędzam z nim czas (chociaż raz na jakiś czas potrzebuję kilkugodzinnego wychodnego;) ). Zobaczymy, jak będzie z powrotem do pracy – jeszcze trochę nie zamierzam wracać. Kombinuję, co by tu wymyślić, żeby bycie mamą nie było moim jedynym zajęciem, a jednocześnie, żeby nie było tak, że widzę dziecko przez dwie godziny dziennie…
pozdrawiam:)
Dopiero tu trafilam i zostaję na dłużej! Świetne zdjęcia i ciekawe teksty.
Też jestem mamą. Moja córka ma 4 miesiące. Podobnie jak Ty, nie wyobrażam sobie powrotu do pracy i zostawienie dziecka z obcą osobą. Mam takie szczęście, że będę mogła wrócić do pracy z córką. Jestem terapeutą w przedszkolu i żłobku Montessori. Umóżliwiono mi powrót na stanowisko opiekunki (to był mój warunek) jak Lila będzie miała 1,5 roku. Bardzo się cieszę, bo córka będzie cały czas ze mną, a jednocześnie bedzie korzystac z możliwości rozwojowych w żłobku.
Dotarłam TU 🙂
Bardzo się z tego powodu cieszę, bo zupełnie inaczej „rozmawia się” z kimś kogo można zobaczyć 🙂
Spódniczka Lenki prześliczna!
Ty – no bajka! Ja apeluję zdecydowanie o więcej Twoich / Waszych zdjęć i mniemam, że w konkursie szafeczki – to pokażecie jakiś totalny WYSTRZAŁ, że „padnę” na kolana po prostu 😉
Odkopuję sobie stare posty 🙂
Piękna jesteś ale teraz chyba wyszczuplałaś? Tak przynajmniej mogę wnioskować po „świeższych” zdjęciach.
Twój, tzn. Wasz blog to jeden z lepszych, ciekawszych, milszych, weselszych blogów jakie czytałam 🙂
Buziaki dla Was!!