Decyzja nie była łatwa. Już od pewnego czasu czułam się zmęczona i potrzebowałam tej wyprawy jak powietrza, ale wciąż nie potrafiłam wyobrazić sobie tygodnia bez dzieci. Niestety tegoroczna zima nie pozwoliła odpowiednio przygotować Leny do narciarskiego wyjazdu, jeden dzień na stoku to za mało, żeby zdecydować się na Alpy z czterolatką. Może nawet podjęlibyśmy ryzyko, gdyby nie świadomość ogromnego przywiązania do siebie nawzajem rodzeństwa. Rozdzielenie ich na dłużej mogło okazać się dla młodszego brata większą traumą, niż brak rodziców. Tego, że zostawiamy ich pod dobrą opieką, byliśmy pewni. Lena i Kuba mają cudownych Dziadków, więc swoim wyjazdem zapewnialiśmy najlepsze wakacje także dzieciakom...
Jesteśmy więc - prawie półtora tysiąca kilometrów od domu, w jednym z naszych ulubionych miejsc na ziemi - we włoskich Dolomitach.
Swoją przygodę z nartami każde z nas rozpoczynało nieco inaczej, ale, kiedy nasze drogi się spotkały, to właśnie narty okazały się jedną z pierwszych wspólnych "zajawek", zaraz po muzyce. Pierwszy wspólny wyjazd tymczasem szybko obnażył moje amatorskie podejście do tego sportu. Rafał udowodnił, nie bez uszczerbku na moim ego i kilku siniaków, że można czerpać z niego jeszcze więcej frajdy, próbując dorównać zawodnikom. Nie pod względem szybkości, a techniki jazdy, której opanowanie daje satysfakcję nieporównywalną z niczym innym. Każdy kolejny, dobrze wyprowadzony, głęboki skręt, pupa coraz niżej, ogień w nogach, które zdają się żyć własnym życiem... Do dziś jestem wdzięczna za ten milowy krok w moim jeżdżeniu i do dziś to mąż jest moim najlepszym doradcą i nauczycielem.
Ale narty to nie tylko prędkość, technika i wysiłek. To także możliwość poznawania miejsc, które dla ludzi bez podpiętych desek są niemal nieosiągalne. To urokliwe miejscowości, klimatyczne schroniska, monumentalne masywy, majestatyczne szczyty. To kilometry malowniczych tras, których pokonanie zajmuje narciarzom ułamek tego, ile zajęłoby piechurom. Innymi słowy - sport dla leniwych ;) Nie będę się dłużej rozpisywać, dlaczego uwielbiam narty, bo nie o tym jest ten post, napiszę tylko krótko niezdecydowanym - warto spróbować, bo można kompletnie na ich punkcie oszaleć.
Sami rozumiecie, że dzięki nim można także na chwilę zapomnieć, że jest się matką...? Przyznaję się bez bicia - kilka razy mi się to zdarzyło. Zdarzało mi się z głową nieskalaną myślą odetchnąć pełną piersią na krzesełku wyciągu, kiedy serce łomotało w wypełnionym adrenaliną ciele. Zaraz potem przypominałam sobie te dwie cudne buźki i natychmiast zaczynałam żałować, że nie mogę im tego wszystkiego pokazać! Jeszcze, jeszcze nie mogę, ale już niedługo to zrobię!
Czy dzieci tęskniły? Nie miały okazji. Moc atrakcji i doborowe towarzystwo Dziadków rodziły obawy, że nie będą chciały wracać do domu... Na szczęście bezzasadne. Kiedy nasze alpejskie wakacje (pierwsze, które żegnałam bez żalu) się skończyły, dzieci przywitały nas z otwartymi ramionami i szerokimi uśmiechami, a Polska - przepiękną wiosną. Aklimatyzacja przebiegła więcej niż pomyślnie.
Lena:
sweterek - Mango
spodnie - H&M
buty - Bartek
Kuba:
chustka - Allegro
sweterek - Little Rose
spodnie - F&F
buty - Bartek
Aaach, jak ja czekam na ten moment…
Właśnie przestałam się z Wami identyfikować 😉
Przepiękne zdjęcia! Zazdroszczę urlopu, choć nie śniegu, bo dla mnie zima mogłaby nie istnieć.
Wciąż jesteście moją ulubioną blogową rodzinką 🙂
Pozdrawiam!
Matko!!! Podziwiam !!!Podziwiam całym sercem !!! Ja chyba jeszcze nie „dorosłam” do takiego urlopu od syna 🙂 A Wy… bajeczni, piękni i młodzi w pięknych okolicznościach przyrody i opaleni 🙂 Zdjęcia rewelacyjne ! Z przyjemnością się czyta Twoje posty i ogląda zdjęcia :)PS. A dzieci naprawdę nie miały chwil, kiedy o Ciebie pytały? Długo je przygotowywałaś do tego wyjazdu?
Dziękuję! 🙂
Na P.S. odpowiem na szybko, bo to ważna sprawa, którą rzeczywiście przeoczyłam we wpisie. Dzieci wiedziały, gdzie jesteśmy, po co tam pojechaliśmy i jak długo nas nie będzie. Lena posługuje się już sprawnie kalendarzem, więc codziennie sprawdzała, ile dni jeszcze zostało. Codziennie rozmawialiśmy przez telefon, choć czasem nie byli szczególnie skorzy do rozmowy, miałam nawet wrażenie, że są obrażeni 😉 Dlatego trochę się obawiałam powrotu… na szczęście zobaczyłam uśmiechy od ucha do ucha.
Co do przygotowania: sami do końca nie byliśmy pewni, czy urlop się uda, więc zaczęliśmy wspominać o nim jakiś tydzień wcześniej. W dniu wyjazdu Kuba (jak na przylepę przystało) nie chciał mnie puścić, ale obyło się bez płaczu, a Lena… nas wyganiała 🙂 Duża zasługa w tym tego, że dzieci uwielbiają Dziadków i dobrze się u nich czują.
Nie taki diabeł straszny! 🙂
jaka boska opalenizna!!!:D
i też nie mogę przeżyć tego braku śniegu w tym roku… choć do nóg przypięta jedna decha;)
pozdrawiam
p.s. to już wiem co tu tak cicho było!!;)
Kocham Was! :))))))
My za kazdym razem przed podjeciem decyzji gdzie i kiedy mowimy, ze jedziemy sami i za kazdym razem konczy sie tak samo. Jedziemy cala czworka. Zazdrosze Wam tego urlopu sam na sam, bez szkrabow 🙂
Co ja mogę? Zazdrościć!!!!! :)))) Fajowo mieliście! My mamy zaplanowany weekend w SPA w lipcu, ale obawiam się, że trzeba będzie zrezygnować. Ten rok to dla nas finansowa katastrofa niestety.
Przepiękne zdjęcia. Cudowna wycieczka też chciałabym jezdzić na nartach i zazdroszczę tych emocji 😉
A teraz trochę złośliwości. Fatalnie wyglądasz w pastelach tzn. nie twoja twarz ale włosy zbyt jasne i zlewasz się z apaszką . No i sportowa torebka do szpilek, nie wspominając o jasnych rajstopach 🙁
Właśnie! To samo pomyślałam, po przeczytaniu tego wpisu!
Ja jeszcze myślę, że nie powinnaś pokazywać się z pomarańczowymi kijkami do zielonej kurtki. Bardzo to smutne.
😛
Łaaaał:) Ale pięknie! Szczerze Wam zazdroszczę:) A powiedz mi, te zdjęcia w ruchu robiliście GoPro? Bo się zastanawiamy czy kupować…
Z te cudne widoki dałabym się pokroić!!! Też uwielbiam narty, ale w tym roku przez brak śniegu w Pl, jakoś nie miałam werwy żeby jechać gdzieś dalej. Teraz żałuję 🙁
A dzieciaczki pewnie nawet nie odczuły waszej nieobecności.
Pozdrawiam
A tak serio – piękny wpis, przepiękne zdjęcia z gór i z dziećmi. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale wzruszyłam się wpisem o urlopie 🙂
Może trochę dlatego, że sama chętnie wyrwałabym się choć na parę dni tylko z mężem. Niestety moi rodzice bardzo daleko od nas, nie mają stałego kontaktu z Marysią i nie odważyłabym się im Jej „podrzucić” bez wcześniejszej próby. Na teściów nie mogę liczyć, choć mieszkają dwa kroki od nas. Cóż, pozostaje mi pozazdrościć i powzdychać do zdjęć 🙂
Pozdrawiam!
Przecudne zdjęcia! Tyle wrażeń, uśmiechów, radości, a więc – sprawdzałam też na własnej skórze (sercu/głowie) – trzeba częściej uszczęśliwiać Dziadków wakacjami z dziećmi, a siebie wakacjami bez nich 🙂
PS. Rozjaśniałaś włosy? Pięknie wyglądają do tej opalenizny 🙂
Piekne widoki, złoneczko i świetna zabawa. zazdroszczę.
Zazdroszczę wypadu, tak miło się was czyta i ogląda.Piękne zdjęcia.A Dziadkowie oczywiście nie zastąpieni.Co my bysmy bez nich zrobili:D Pozdrawiam serdecznei
Jejuuuuuuuuu, jakie pięęęęęęękne zdjęcia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Aż chce się tam być.
Chociaż fanami naraciarstwa jakoś nie jesteśmy, nie wciągnęły nas narty w Polsce na tyle żeby próbować gdzieś dalej. Teraz byłaby dobra okazja, bo mieszkamy w Lyonie, rzut beretem od Alp francuskich. Ale nic z tego, bo właśnie czekamy na nasze drugie Małe, za chwilę będzie z nami.
Tak czy inaczej, wierzę, że taki tygodniowy urlop bez dzieci to cudowna sprawa. Też sobie czasem marzę o takim, chociaż w obecnej sytuacji to raczej nieprędko…
I dzięki za mnóstwo otuchy jaką czerpię od Ciebie, że z niewielką różnicą między dziećmi SIĘ DA.
aleee Ci dobrze:)) super zdjatka:)
cudne zdjęcia! zazdroszczę wypadu ;D