Opowiem Wam dziś krótką historię pewnej miłości. Jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach, okupionej stresem i bólem, wcale nie romantycznej i bynajmniej nie od pierwszego wejrzenia. Dziś mija rok, odkąd Kuba pojawił się na tym świecie. Zdecydowanie najkrótszy rok w moim życiu. Pozwólcie, że przybliżę, jak to z nami było.
Doświadczona dwutygodniowym pobytem na sali przedporodowej niespełna dwa lata wcześniej, obiecałam sobie, że nie trafię do szpitala przed 38 Hbd. Młody postanowił jednak jeszcze z brzucha pokazać, kto tu rządzi, i w 35. tygodniu zafundował mi takie skurcze przepowiadające, że byłam przekonana o jego decyzji – idzie w ślady wcześniaczej siostry. Dwie noce dokładnie w tej samej sali, choć już po remoncie, z czego jedna z głową w nowiutkim klozecie i ktoś chyba zrozumiał, że nie ma co się tak śpieszyć na ten świat. Szczęśliwa z takiego obrotu spraw, ale i nieco zaskoczona, wróciwszy do domu, odetchnęłam z ulgą. Pożytku jednak ze mnie nie było, syndrom wicia gniazda ominął mnie po raz drugi. Tak na ten brzuch chuchałam, tak go bardzo chciałam jeszcze trochę ponosić, choć czułam w środku rosnącą potęgę...
Tydzień 39. Kontrolne KTG.
– Będziemy rodzić jutro, pojutrze, proszę przyjechać.
Czyli kolejna wizyta na przedporodowej. Trudno, przyjeżdżam. I nic, zero skurczów. Silne (oj! jakie silne!) i częste ruchy. Czekamy. Cały weekend czekamy. My na oddziale, a Lena z Twórcą w domu.
Poniedziałek, poranna wizyta:
– Termin na kiedy?
– Na trzynastego.
– Trzynastego chce pani rodzić?!
– Może być, nie jestem przesądna. Ładna data...
Wtorek, dwunastego. Poranna wizyta.
– Proszę nic nie jeść.
Ok, myślę sobie, to dziś. I opadam na łóżko. Cesarkę z Leną przeżyłam strasznie, pierwsze 48 godzin umierałam z bólu. Ona na innym piętrze, w inkubatorze, a ja nie mogę się ruszyć, pierwsza próba wstania po narkozie zakończyła się omdleniem. Koszmar. Muszę znowu? Muszę! Dam radę. Ale już? Dobra, już. Cewnik. Ok, będzie dobrze... oddychaj! Ciapki przed oczami, pot na całym ciele, do zabiegu na noszach. Proszę liczyć wstecz. 10, 9...
– Kurde, żono! Cztery dwieście, 10 na 10, czarny jak Lenka, ale ogromny! Już wiozą!
Jest.
Boże, jaki brzydki. Jaki opuchnięty. Jaki wielki. Jak okropnie ubrany! I ryczy! I drze się!
Kobieto, weź się w garść, bo depresja poporodowa gwarantowana. Dawaj cyca, a nie marudzisz. Jezu, jaki głodomór! Aua... Mimo że chłopak ewidentnie nie był w moim typie, swoją obecnością dokonał cudu. Nie wiem, czy to za sprawą hormonów, dzięki temu, że miałam go od razu przy sobie, ale ból po operacji zniosłam dużo lepiej. Nie użalałam się nad sobą, trzeba było wstać i przewinąć, nakarmić raz z jednej, raz z drugiej strony. Bolało, owszem, ale do zniesienia. A że ja zdrowa i chłopak zdrowy to piątek był już w domu! A tam choinka...
Byłam zdziwiona, że Kuba, inaczej niż Lena, od urodzenia trzymał sztywno głowę. A jaki był ciężki, a ile jadł! Z pierwszych miesięcy pamiętam przede wszystkim oczy na zapałki, potworny ból kręgosłupa i opuchnięte piersi. W międzyczasie u młodego pojawiła się wysypka, najpierw na szyi, potem na całym ciele. Tak okropna, że niemal płakałam za każdym razem, kiedy go przebierałam.
– Proszę nie pić mleka – radzi pediatra.
– Nie piję, pani doktor! Może przejdziemy na sztuczne, i tak go dokarmiam trochę, on taki wielki...
– Pani żartuje?! To dlatego ta wysypka, proszę natychmiast sztuczne odstawić!
Ale ja już nie w ciemię bita. Już byłam z Leną w szpitalu dziecięcym i wyszłyśmy na własne żądanie. Nie dam się tak łatwo. Ja tu jestem matką! Odstawiam od cycka. I co? Przechodzi jak ręką odjął. Choć szyja goi się jeszcze jakiś czas, zmiany znikają. Najada się i wysypia. Sukces!
Szybko przyszły kolejne. Zaraz przekręcił się brzuch, za moment obracał się jak szalony. Nie wiadomo, kiedy usiadł, natychmiast potem wstał, pojawił się pierwszy ząb, potem drugi, trzeci i szósty. Wszystko jakoś tak szybciej niż z Lenką, z większym luzem, bez stresu. Bo nie wcześniak, bo silny, bo... chłopak. Bo drugi.
Tylko włosy! Jak u kozaka. Do tego dwukolorowe. Ciachamy!
...cóż za uroda! Cera gładka, włos błyszczący... i ten uśmiech. Wpadłam. Resztę znacie.
Wszystkiego najlepszego, Synu!
Zdjęcia: Twórca, Rodzicielka, ciocia Diana.
Przekonała mnie Pani – od dziś biorę się za robienie synka 😉 Kuba jest boski! Ach!! 🙂
Dobrej zabawy i powodzenia 😉
Skarb. My oczekujemy na druga Mala. za miesiac ma byc z nami ale juz jej sie spieszy. Zobaczymy. Pozdrawiamy!
zdjęcia są bezbłędne! i On jaki piękny. My jesteśmy na etapie 2 zębów. 😀
świetny opis 🙂 i widzę, że pierwsza myśl była taka sama jak u mnie… spodziewałam się Aniołka o twarzy tatusia, a pierwsze co zobaczyłam, to paskudne, czerwone, drące się „coś” podobne do mnie i też z czarnymi włosiskami 🙂
a do tego był ubrany w szpitalne „dziewczyńskie” ubranie, chociaż miałam starannie przygotowane i wybrane swoje ubranko 🙂
Faktycznie kawał chłopa! Słodziaczek!
U nas też pierwsza córa, a teraz czekamy na syna – już za 2 miesiące.
Ciekawa jestem jak to wszystko się potoczy 🙂
Pięknie opisane uczucia…
Pozdrawiam!
🙂 Jaki Kuba!! Kurcze, ale dzieci się zmieniają!